Dziecko i smartfon – dobre praktyki
Ponad połowa nastoletnich dzieci (54,4%) miała w internecie kontakt z niebezpiecznymi treściami. Niemal co trzeci nastolatek (31,8%) oglądał rzeczywiste sceny okrucieństwa i przemocy, a co czwarty treści dotyczące sposobów na samookaleczenie, materiały pornograficzne lub zachęcające do obrażania innych. W zdecydowanej większości (97,1%) korzystali z internetu za pomocą smartfonów lub telefonów komórkowych. Tak podaje raport z badań „Problematyczne używanie internetu przez młodzież”.
Jak można przeciwdziałać tym niebezpiecznym tendencjom, skoro nie tylko każdy nastolatek, ale także małe dziecko „musi” mieć smartfon? No właśnie, czy musi? Co może zrobić zaangażowany rodzic i jakie ma szanse, jeśli świat cyfrowy jest dla niego czymś zupełnie obcym? Na te i inne pytania odpowiada Artur Józefiak – tato x 5; specjalista w zakresie cyberbezpieczeństwa oraz zarządzania tożsamością (Digital Identity), w szczególności w kontekście zmian powodowanych przez cyfrową rewolucję; ekspert i prelegent Forum Tato.Net – w rozmowie z Dariuszem Cupiałem.
Jesteś tatą pięciorga dzieci. Jak wygląda Twoje ojcostwo?
Przez 14 lat bycia tatą ojcostwo stało się częścią mnie. Jest inspiracją, ale i wyzwaniem. Z niego wynika, jak pewne rzeczy postrzegam i jak na nie reaguję. Pierwsza rzecz, jaka mi przychodzi do głowy w kontekście mojego ojcowskiego celu i jest dla mnie ważna – chciałbym, żeby moje dzieci traktowały świat jako swoje miejsce, czuły się za niego odpowiedzialne. Jestem ojcem w świecie, czyli jestem też odpowiedzialny za ten świat i za to, jak przygotuję dzieci do życia, także do życia w i dla społeczności. Patrzę na to też z perspektywy bycia przedsiębiorcą. Mamy nie tylko brać i porządkować świat według własnego przekonania, ale też dawać i stwarzać warunki innym. I tego staram się uczyć swoje dzieci. Tak rozumiem swą misję taty – pomóc dzieciom odnaleźć się w świecie i być jego domownikami.
Z czego jesteś dumny jako tato?
Z faktu, że mam dzieci i że są takie, jakie są. Trudniej mi być dumnym ze swojego ojcostwa – bywam „trudnym” tatą (śmiech). Staram się dawać im to, co potrafię. Jednak jestem świadom swoich ograniczeń, więc szukam ludzi, którzy mogą moje dzieci wyposażyć w to, czego sam nie jestem w stanie im dać. Chyba najbardziej w swoim tacierzyństwie jestem dumny z tego, że pomimo setek spraw, które mnie rozpraszają i różnych niepowodzeń, podnoszę rękawicę i staję do walki o to, aby być coraz lepszym tatą. Różnie mi to wychodzi, ale na szczęście obok jest Żona, która zachęca i mobilizuje.
Ojcowie stają dziś przed innymi, dodatkowymi wyzwaniami. Kiedyś przy stole tato upominał: „Jedz widelcem!”. Teraz często musi dorzucić: „Odłóż telefon!”. Wielu rodziców widziało już film „Dylemat społeczny”, pokazujący niebezpieczne mechanizmy, na które narażone są w sieci dzieci. Na co Ty zwracasz szczególną uwagę?
Wszystkie pokolenia przed nami doświadczały różnego rodzaju niedosytu. Jedne cierpiały na niedosyt jedzenia, inne na niedosyt wolności. Był też niedosyt wiedzy, informacji czy nawet rozrywek (w przypadku dzieci zabawek). Nasze pokolenie znalazło się w zupełnie nieznanej dotąd sytuacji – w ciągu ostatnich 20-30 lat z sytuacji niedosytu przeszliśmy do rzeczywistości nadmiaru. Większość z nas i naszych dzieci ma o wiele więcej niż jest w stanie przetworzyć: jedzenia, informacji, opcji do wyboru, rozrywek, możliwości spędzania czasu. My, dorośli, pierwsi musimy sobie z tym poradzić, żeby potem uczyć dzieci – jak zdrowo funkcjonować w takich warunkach, jak samokontrolować się w sytuacji, kiedy w zasadzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. To jest dla mnie wyzwanie nr 1 – nauczyć dzieci samokontroli. Wszystkie aplikacje, gry, treści czy algorytmy w świecie cyfrowym są bowiem tak skonstruowane, by nas przyciągać. Tak jak jedzenie jest pakowane w odpowiedni sposób, byśmy chcieli je kupić. Jednak podobnie jak to jest z jedzeniem – świat cyfrowy jest też dla nas, o ile zachowujemy umiar i nie staje się on naszym głównym celem i rzeczywistością.
Czyli dieta cyfrowa, aby racjonalnie korzystać z dóbr, jakie są w świecie Internetu.
Tak. W używaniu internetu czy urządzeń ważna jest też celowość. Mam wiedzieć, po co sięgam po to narzędzie. Ja sięgam do sieci, aby złowić w niej coś konkretnego, czego potrzebuję, a nie sam daję się złowić w sieć. Gdy nie ma tej świadomości i celowości, tracę na mediach społecznościowych czas, który mógłbym spędzić na budowaniu relacji, rozmowie z ludźmi twarzą w twarz.
Jakiego prowadzenia potrzebują tu dzieci?
Musimy najpierw sami zdefiniować sobie dobre praktyki w świecie cyfrowym, tak zwaną kulturę cyfrową. Co do innych sfer kultury, np. tej przy stole, większość kodu kulturowego przejęliśmy od swoich rodziców. Gdy chodzi o świat cyfrowy, musimy się tej kultury uczyć na bieżąco razem z dziećmi. To jest dla nas, dorosłych, duże wyzwanie. Mamy bowiem spory problem z definiowaniem świata cyfrowego i zdrowym korzystaniem z niego. Samo odłożenie komórki dla wielu z nas jest realnym wyzwaniem. Podobnie jest z prowadzeniem rozmowy, w trakcie której, zamiast patrzeć na rozmówcę, gapimy się w ekran. Nie jest nam, dorosłym, łatwo poradzić sobie z wolnością wobec świata cyfrowego. Jeśli jednak my sobie nie poradzimy, to kto nauczy tego nasze dzieci?
Druga sprawa to umiejętność samokontroli. Będzie się nam zdarzało, podobnie jak naszym dzieciom, że będziemy odpływać, ale ważne jest to, by wychwycić ten moment, łapać się na tym i mówić STOP! Pomocnym narzędziem będzie tu detoks, czyli odkładanie telefonu nie tylko na czas posiłku czy rozmowy, ale wręcz na kilka dni. Chodzi o to, by umieć zostawić narzędzia cyfrowe z dala od siebie.
Na WarszTatach stosujemy detoks cyfrowy. Wszyscy mają przełączone telefony na tryb samolotowy. Najpierw widzę opór przed podjęciem tej abstynencji, ale szybko są świetne efekty – dzieci są bardziej wyciszone, z ojców schodzi napięcie. Jednak w codzienności życia telefon jest potrzebny. Kiedy i na jakich zasadach dawać do niego dostęp dzieciom?
Nie ma na to prostej odpowiedzi. Nasze najstarsze dziecko – nastolatka – nie ma telefonu na własność, ale ma dostęp do konkretnych urządzeń, na których ma swoje konta czy aplikacje. Może z nich korzystać i często to robi, ale pod warunkiem zachowania umówionych zasad, tzw. kodeksu cyfrowego. Z drugiej strony wie, że obserwujemy, jak często i w jakich sposób korzysta z tych narzędzi i oceniamy, czy robi to dojrzale, czy też musimy interweniować.
Jestem zwolennikiem tego, by narzędzia cyfrowe wprowadzać stopniowo do życia dzieci. To jest potężne narzędzie. Z jednej strony nie można za wcześnie wypuścić dziecko samodzielnie na głębokie wody internetu. To wielkie niebezpieczeństwo, bo może okazać się, że nie tyle oddaliśmy smartfon w ręce dziecka, co dziecko w ręce smartfona. Z drugiej strony nie można internetu demonizować. Zadaniem rodzica jest towarzyszyć dziecku. Gdy ma 6-7 lat, niech się nauczy obsługi telefonu, bo przecież umiejętność zadzwonienia jest ważna, potrzebna. Zwłaszcza na numer alarmowy. Później krok po kroku można dziecko wprowadzać w korzystanie z cyfrowych urządzeń. W naszym domu unikamy traktowania tych urządzeń jako narzędzi rozrywki, żeby nie były przez dzieci postrzegane jako jeszcze bardziej atrakcyjne. Za to staramy się pokazywać, w jak wielu rzeczywistościach mogą być pomocne, nie tylko w komunikacji czy poszukiwaniu informacji, ale też np. żeby zrobić ładną autorską kartkę urodzinową dla przyjaciela.
W jakim wieku dawać dziecku smartfon czy podobne urządzenie cyfrowe na własność?
Odpowiem na to pytanie, porównując smartfon do samochodu: nie dajemy dziecku prawa do prowadzenia samochodu, zanim nie mamy pewności, że umie to robić rozsądnie i bezpiecznie. Podobnie powinniśmy postrzegać urządzenia cyfrowe i dostęp do internetu w kontekście dzieci. To są potężne narzędzia, które mogą wywierać ogromny wpływ na dziecko i którymi dziecko może wywierać ogromny wpływ na otoczenie. Łatwo to jednak przeoczyć, bo negatywne skutki niedojrzałego korzystania z internetu i smartfona bywają rozciągnięte w czasie lub są niewidoczne, ponieważ dotyczą psychiki czy emocjonalności. Jednak mamy już wiele przykładów tego, że urządzenia cyfrowe mogą zniszczyć człowieka, jego postrzeganie świata i relacje z innymi.
Część rodziców boi się jednak, że dziecko nie będzie akceptowane przez rówieśników, jeśli nie będzie miało tego typu urządzeń. To kwestia choćby komunikowania się przez różne komunikatory i media społecznościowe.
To realny problem i rozwiązywanie go wymaga dużo odwagi, determinacji i sprytu. Powiem, jak my próbujemy sobie z tym radzić. Po pierwsze, mamy dobry kontakt z rodzicami znajomych naszych dzieci, przynajmniej z częścią z nich. Dzięki temu mamy szansę obiektywizować przekaz dzieci i wspieramy się z innymi rodzicami, szukając rozwiązań na niepokojące zjawiska. Po drugie, to nie jest tak, że nasze dzieci są całkowicie pozbawione telefonu. Jeśli gdzieś wyjeżdżają, to dostają telefon, ale jest on monitorowany narzędziami nadzoru rodzicielskiego i częściowo poblokowany, by pełnił tylko najważniejsze funkcje. Po trzecie, zależy nam na tym, by nasze dzieci nauczyły się, że poczucie wartości wynika nie z tego, co mam (np. jaki smarfon, czy ile lajków na koncie), ale z tego, kim jestem; żeby też dzięki temu potrafiły się przeciwstawić mainstreamowi. Mają rodziców, jakich mają i może nasze zasady wydają się im czasem trudne. Myślę jednak, że już doceniają a za jakiś czas mocniej docenią to, że nie wszędzie ulegamy presji grupy i że oni też tej presji się nie poddają.
Najbliższe Forum Tato.Net będzie się toczyć wokół słów Męstwo & Uważność. Temat wpisuje się w naszą rozmowę, prawda?
Zdecydowanie tak. Męstwem jest zdolność postawienia tamy ogólnemu trendowi. Nie jest prawdą, że wszyscy mają smartfony i że wszyscy są na facebooku. Przeciwstawienie się mainstreamowi wymaga męstwa. Co do uważności – my, rodzice, nie możemy zamykać oczu na nowe narzędzia, które są oferowane naszym dzieciom, usprawiedliwiać się, że nikt nas tego nie nauczył, że nas to nie interesuje, czy nawet, że nie mamy zielonego pojęcia o cyfrowym świecie. Mamy świadomie towarzyszyć naszym dzieciom i prowadzić je. Nie muszę być piłkarzem, żeby towarzyszyć synowi na treningu czy meczu i reagować, gdy widzę coś niepokojącego oraz wspierać go. Nie muszę być informatykiem, żeby próbować rozumieć, jakie zagrożenia niesie ze sobą cyfrowy świat. Nie przyjmuję usprawiedliwień od ojców, którzy twierdzą, że nie wiedzieli, gdzie szukać, nie mieli pojęcia, nikt im nie powiedział itp. Wystarczy w jakąkolwiek wyszukiwarkę wpisać „zagrożenia w świecie cyfrowym” czy „internet dzieci” a pojawi się wiele wyników w języku polskim. My, ojcowie, nie możemy się zwalniać z odpowiedzialności za bycie przewodnikiem naszych dzieci także w świecie cyfrowym. Najważniejszym dowodem naszej miłości do naszych dzieci nie powinien być nowy smartfon, ale nasza nieustanna walka i starania o to, żebyśmy nie zgubili dzieci w sieci.