"To mój syn? Niemożliwe!" Jak spływ kajakowy pozwolił tacie poznać swoich synów
Myślisz, że znasz swojego syna… W końcu nie pracujesz całymi dniami, masz poukładane życie, potrafisz zachować tzw. work-life balance, spędzasz z rodziną sporo czasu. Znasz instrukcję obsługi każdego z własnych dzieci. Wiesz, co im w duszy gra, nic nie jest w stanie cię zaskoczyć. Sam też tak myślałem, dopóki nie zabrałem każdego z moich synów na spływ kajakowy z Tato.Net. Możesz odkryć niesamowite rzeczy dopiero, gdy wyjmiesz syna spod skrzydeł mamy na kilka dni i razem przeżyjecie wspólną przygodę, zdani tylko na siebie, bez nikogo z bliskich osób.
Starszego syna zabrałem na spływ kajakowy po Bugu, kiedy miał niecałe 7 lat. W grupie innych ojców z synami przez trzy dni płynęliśmy po 20 kilometrów dziennie. Była nauka wiosłowania, spanie pod namiotem tam, gdzie dopłynęliśmy, czasem w lesie, czasem nieopodal jakiejś wioski na Podlasiu. Były codzienne wspólne (taty i syna) biwakowe śniadania i kolacje, było ognisko… Chociaż wszystko działo się w grupie, tak naprawdę zdani byliśmy na siebie, nie było mamy, rodzeństwa, swojego pokoju i domowych wygód. Łatwo nie było, pojawiały się konflikty, ale też wraz z nimi rozmowy wyjaśniające. Nic tak nie zbliża dwóch facetów, małego i dużego, jak wspólne zmagania (z wiosłowaniem, niesprzyjającym wiatrem, spaniem pod namiotem w deszczu…) i wspólne rozmowy (o życiu, przyrodzie, o tym, co dokoła). Ważne jest również wspólne milczenie.
Po pierwszym spływie, wracając do domu, obaj wiedzieliśmy, że za rok znów pojedziemy na kajaki. W tym roku pojechaliśmy po raz trzeci. I tym razem myślałem, że nic mnie nie zaskoczy. Nie oczekiwałem fajerwerków, poza fajnym, zbliżającym nas czasem, wspólną przygodą. W końcu już wiem, jak to wygląda. Wyobrażałem sobie, że będzie mi ciut lżej, bo pewnie przy wiosłowaniu syn więcej pomoże, w końcu jest o kolejny rok starszy. I znów się pomyliłem!
Mój syn, który ma już prawie 9 lat, jest spokojny i poukładany, należy do typów, które robią to, co powiesz, żeby zrobili. Nic ponad to. Jeśli powiesz „odłóż tę książkę na drugą półkę, jako trzecią od lewej”, zrobi to bezbłędnie, ale jeśli powiesz „odłóż książkę na swoje miejsce”, to nie wiesz, czy na pewno na to miejsce trafi. Po pierwszej nocy pod namiotem, kiedy pakowaliśmy swoje rzeczy tuż przed wyruszeniem na kolejny odcinek, poprosiłem syna, żeby zanosił po kolei nasze rzeczy do samochodu. Tak więc, kiedy ja wszystko zwijałem i pakowałem, on zanosił karimaty, śpiwory, krzesełka turystyczne i torby do auta. Kiedy wszystko już zaniósł, a ja wreszcie dotarłem do samochodu ze spakowanym namiotem, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Sam nie poukładałbym wszystkiego lepiej i sensowniej w bagażniku. Szok! To zrobił mój syn! Co za mózg! Nie odkryłbym tego, gdyby nie te kajaki. To było tylko jedno z wielu zaskoczeń. Więcej nie będę zdradzał, bo to w końcu nasze sprawy.
Postanowiłem zostać kajakowym hardcorem i zabrać także młodszego syna, który co roku słuchał opowieści brata i nie mógł się doczekać, kiedy będzie wystarczająco duży, żeby tata zabrał również jego. Trochę z duszą na ramieniu zdecydowałem, że to już ten moment i mój czterolatek jest wreszcie wystarczająco duży. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że tym razem pomocy w wiosłowaniu nie będzie, tak samo jak i z codziennym zwijaniem namiotu i całego ekwipunku.
Tak więc niedługo po pierwszym spływie, po kilku dniach, pojechałem na kolejny. Oczywiście, cały w stresie, bo ten młodszy nie potrafi pięciu minut usiedzieć w miejscu, a w kajaku będzie musiał siedzieć kilka godzin dziennie. Chyba oszalałem!
I znów: nic bardziej mylnego! Temu szkrabowi tak się spodobało spanie w namiocie, smażenie kiełbasy na ognisku i w ogóle wspólny wyjazd z tatą, że z radości buzia mu się nie zamykała. No, może nie bardzo chciał się integrować z grupą, ale w końcu nie ma się co dziwić, bo miał być tam z tatą, więc inni nie byli ważni. Co najlepsze, przy okazji dowiedziałem się, że siedząc kilka godzin w kajaku, taki mały człowieczek ma sto tysięcy różnych rzeczy do zrobienia i opowiedzenia. Co na przykład? Można moczyć kij w wodzie raz z jednej strony kajaka, raz z drugiej, można co jakiś czas pomachać wiosłami, można mokrym palcem namalować na kajaku mamę, tatę i brata, no i można zasypywać tatę milionami pytań i opowiadać mu miliony historyjek.
Teraz wiem jedno – jeśli znów zabiorę jednego, a potem drugiego na kajaki, po raz kolejny dowiem się o nich czegoś, o co bym ich wcześniej nie podejrzewał. Bez kilkudniowej przygody „jeden na jeden” pewnie nigdy bym się tego nie dowiedział.
Przeczytałeś? Działaj:
- Jak dobrze znasz każde ze swoich dzieci? Wymień lub najlepiej zanotuj cechy każdego z nich i pomyśl, jak możesz im pomóc w dalszym rozwoju.
- Jakie pozytywne sytuacje mógłbyś zaaranżować, aby odkryć nowe pokłady talentów i możliwości u swoich dzieci?