Ojcostwo – rajd, w którym warto wystartować. Rozmowa z Jakubem Przygońskim
"Gdy jestem na zawodach i telefonuję do domu, zawsze najważniejszym tematem są dzieci" - mówi Jakub Przygoński, znakomity polski kierowca rajdowy i tata dwóch córek. W rozmowie z Tato.Net udowadnia, że zawodowe zaangażowanie nie musi być przeszkodą w aktywnym pełnieniu roli ojca.
Bartłomiej Sury: Wczoraj nie mogliśmy porozmawiać, bo obaj jechaliśmy do żłobka, ja w Krakowie, Ty w Warszawie…Co wymaga od Ciebie więcej wysiłku – przygotowania do rajdów, czy obowiązki ojcowskie?
Jakub Przygoński: Jedno i drugie wymaga wiele wysiłku. Nie ukrywam, że w domu więcej obowiązków ma mama, jednak staram się pomagać, jak mogę. Dwójka małych dzieci wiąże się z dużym zaangażowaniem obojga rodziców. A przygotowania do rajdów? To po prostu moja praca. Aktualnie, oczywiście, mniej śpię, ponieważ córki budzą się w nocy, ale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – motywuje do większego zaangażowania w domu.
Krzysztof Filarski, maratończyk i mówca Forum Tato.Net, powiedział, że ojcostwo jest trudniejsze od maratonu.
Ojcostwo wymaga bardzo wiele czasu – jesteśmy odpowiedzialni za dzieci przez całe życie. W tym czasie mamy je nauczyć po prostu bycia dobrym człowiekiem. To jest wielka sztuka i wielka odpowiedzialność.
Gdy myślę o ojcostwie oraz rajdach, przychodzi mi do głowy, że w obu tych dziedzinach trzeba być z jednej strony odważnym, a z drugiej strony odpowiedzialnym. Czy bycie kierowcą rajdowym uczy czegoś w pełnieniu roli ojca?
Na pewno będę zachęcał moje dzieci, aby się nie poddawały, postaram się zaszczepić w córkach gen sportowca. Uprawianie sportu dobrze wpływa na kształtowanie się osobowości – jest mniej czasu, ale lepiej się go wykorzystuje. Wszystko wskazuje na to, że Nina z pewnością będzie uprawiała jakiś sport, ale jaki, jeszcze nie wiemy. Damy jej szansę, aby sprawdziła, co najbardziej jej się podoba.
Na własnej skórze przekonałeś się o wartości sportu, więc nie dziwię się, że teraz jako ojciec chcesz podzielić się tym z córkami.
Sport to nie tylko zwycięstwa i podium, ale też bardzo wiele porażek. Trzeba nauczyć się zarówno wygrywać, jak i przegrywać – to taka szkoła życia.
Czasami, jako ojcowie, chcielibyśmy, aby nasze dzieci wyłącznie wygrywały… Zapominamy, że powinniśmy również uczyć mądrego przeżywania porażek.
A to jest znacznie ważniejsze. Wiadomo, dla rodzica dziecko jest oczkiem w głowie. Staram się jednak stwarzać córkom warunki „fair” – nie chcę, aby były nieustannie uwielbiane i aby bez przerwy wszystko im wychodziło. Oczywiście, trzeba motywować i chwalić, ale warto robić to rozsądnie.
Ważne jest również zachęcanie, o którym powiedziałeś. Przypominają mi się słowa Ireneusza Krosnego, bardzo zaangażowanego taty, który zauważył, że to ojciec jest tym, który zachęca do różnych wyzwań, przekazuje swoją odwagę dzieciom. Widzisz to podobnie?
Rzeczywiście, gdy idziemy na basen, zachęcam córkę, aby stawiała kolejne kroki i coraz lepiej radziła sobie w wodzie. Podobnie jest z rowerem – pomagam, ale też stawiam wyzwania, które pozwalają się rozwijać.
Większość z nas jest kierowcami, ale żeby robić to zawodowo, startować w rajdach, nie wystarczy prawo jazdy, trzeba ciężko pracować i nieustannie podnosić kwalifikacje. Chyba podobnie jest z ojcostwem – nie wystarczy szkoła rodzenia. Aby osiągnąć „mistrzostwo”, trzeba się ciągle uczyć. Tato.Net to właśnie środowisko podnoszenia ojcowskich kwalifikacji. Czy wśród kolegów po fachu są ojcowie, z którymi wymieniasz się doświadczeniami?
Gdy masz dzieci, zaczynasz się przyjaźnić z ludźmi, którzy również je mają. Tych przyjaciół zdobywa się w naturalny sposób, ponieważ po prostu potrzebna jest wiedza, łatwiej jest się czegoś dowiedzieć. Mam kolegów, którzy mają dzieci na podobnym etapie, cały czas wymieniamy się wskazówkami i to działa bardzo dobrze, to duża pomoc.
Mat. prasowe / Przygonski.com[/caption]
Kierowca również potrzebuje zespołu, prawda? To złudzenie, że cokolwiek można osiągnąć zupełnie samemu.
Jasne. Staram się korzystać z wielu gotowych rozwiązań, aby nie uczyć się ciągle na własnych błędach. Nie trzeba wyłamywać wszystkich drzwi, niektóre po prostu wystarczy otworzyć. W motosporcie, czy w ogóle sporcie, know-how jest po prostu niezbędne – pewne techniki są już sprawdzone i nie trzeba ich odkrywać samemu.
Sięgnij, proszę, pamięcią do czasu, kiedy zostałeś jeszcze tatą. Jakie emocje Ci wtedy towarzyszyły? Można to porównać z przygotowaniami do ważnego startu?
Dzieci to z pewnością największe życiowe wyzwanie. Nie sposób się do niego przygotować – to musi się po prostu wydarzyć, a potem trzeba improwizować, reagować na bieżąco. Zauważyłem już, że wychowując dzieci, zdarzają się sytuacje, w których możliwe są dwa rozwiązania i oba wydają się dobre, tymczasem trzeba wybrać. Ta sztuka wyboru to jest właśnie wyzwanie bycia rodzicem.
Ojcostwo jak rajd, który z pewnością bardzo cię zaskoczy…
Tak, ale to właśnie mi się podoba. Lubię i zawsze lubiłem dzieci. Ojcostwo sprawia mi frajdę. Nina ma już dwa lata, bardzo chętnie organizuję jej czas, różne zabawy. Razem z żoną staramy się jak najwięcej wolnego czasu spędzać na zabawie z dziećmi.
Masz córki, ale czy w Waszym domu w zestawie zabawek jest sporo samochodów i motocykli?
Jest ich trochę, ale nie buduję żadnego napięcia w kwestii mojej pasji zawodowej. Oczywiście, Nina jest doskonale poinformowana o moich wyścigach, ale w domu nie rozmawia się wyłącznie o zawodach, to nie jest główny temat.
Co najbardziej zaskoczyło Cię w pełnieniu roli ojca?
Mało się śpi i człowiek jest permanentnie niewyspany, ale gdy córka budzi się wcześnie rano uśmiechnięta, sprawia mi to ogromną radość. Gdy jestem na zawodach i telefonuję do domu, zawsze najważniejszym tematem są dzieci.
Widać, że bardzo cenisz sobie czas spędzany z dziećmi.
Oczywiście. U nas w domu nie ma telewizora. Wiadomo, że włączenie dziecku bajki jest bardzo proste. Można na godzinę zrobić sobie wolne, bo dziecko ogląda jak zaklęte. My tego nie robimy. Rzecz jasna, jest to trudne, bo córki nieustannie wymagają uwagi, ale warto.