Odwaga marzeń o ojcostwie

brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 4.8- liczba głosów: 12

Piotr Siwik mówi o sobie: „nogi nie są moją mocną stroną” (urodził się bez stóp), ale pomimo inwalidztwa nie odpuścił sobie i poszedł za swoimi marzeniami. Ukończył studia medyczne, został lekarzem. Doceniając jego kompetencje, powierzono mu funkcję ordynatora oddziału rehabilitacji w olsztyńskim szpitalu. Założył rodzinę, ma piątkę dzieci. Stale podnosi swoją ojcowską poprzeczkę.

Wybrane fragmenty opowieści Piotra z książki Kolumbowie naszego pokolenia. Historie mężczyzn, którzy postawili na ojcostwo.

W młodzieńczych marzeniach widziałem siebie jako ojca. Z tym wiązałem swoją przyszłość. Chciałem być ojcem. Widziałem siebie trzymającego za ręce swoje dzieci. Im bardziej zderzałem się z rzeczywistością, tym bardziej marzenia wydawały się odległe. Gdy byłem na studiach, dokonało się we mnie przewartościowanie. Było ono związane z dojrzewaniem do męskości, czyli do odpowiedzialności, a także z nowym systemem wartości. Dopiero jednak małżeństwo zmieniło moje patrzenie na życie. To był pierwszy test, czy potrafię podjąć trudną decyzję, przecież już na całe życie, decyzję, która wymaga ode mnie odpowiedzialności i konsekwencji. Zrozumiałem wtedy, że nie chodzi tylko o przyjemność, moje super wspaniałe marzenia, ale że będzie też bolało. No i od razu zaczęło boleć.    

Nogi nie są moją najmocniejszą stroną. Urodziłem się bez pełnych kończyn. Od trzeciego roku życia poruszałem się w protezach, nie najlepszych, zresztą. Od urodzenia miałem sporo czasu na przyzwyczajenie się do tego, jaki jestem. Było nieźle do czasu, aż poszedłem do szkoły. W podstawówce momentami nie mogłem myśleć o niczym innym, jak tylko o moim marzeniu, by być pełnosprawnym. Traciłem siły na zmaganie się z myślami, z żalem, kłócąc się z niemożliwością spełnienia mego marzenia, nierealnego przecież. Chciałem być zdrowy choćby przez jeden dzień. Byłem fanem sportu, którego nie mogłem uprawiać. W końcu musiałem to zaakceptować. Poczucie wartości zacząłem budować w dziedzinach, które nie były ograniczane brakami mego ciała. Jednak nadal myślałem, że w życiu nie zdołam być do końca szczęśliwy, bo przecież nigdy nie osiągnę sprawności.  

Wciąż koncentrowałem się na swoich niemożliwościach. Myślałem o tym, jakim to szczęściem byłoby być sprawnym – w końcu czułbym się spełniony, mógłbym zrealizować wszystkie plany i marzenia. Dopiero w szkole średniej zrozumiałem, że moje szczęście zależy ode mnie, od tego, co i jak będę robił, a przecież nie muszę robić wszystkiego. Zresztą, nawet będąc sprawny, nie mógłbym robić wszystkiego. Zacząłem przyjmować to, co mnie spotyka. Zacząłem stawiać sobie cele, które mógłbym i chciałbym realizować.   

Decyzja o małżeństwie to była wielka sprawa. Musiałem dokonać wyboru na całe życie. Wybierając zawód, mogłem się przecież w każdej chwili wycofać. Praca? To nic wielkiego zmienić pracę. Ale małżeństwo to coś całkiem innego, bo małżeństwo jest na całe życie. W tej sprawie nie mogę co chwilę zmieniać zdania. Tak mówiła moja odpowiedzialność. Ale równie silnie przemawiał do mnie strach. Bałem się ciągle, że zostanę skrzywdzony, oszukany. Chciałem mieć pewność, że nie przytrafi mi się zranienie. Teraz widzę, że tak nie można. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy ktoś nas skrzywdzi czy nie. Nie można ze strachu przed bólem uciekać przed życiem, przed odpowiedzialnością, przed miłością.  

Niepełnosprawność czy jakieś inne przeciwności nie muszą nas ograniczać, ale mogą nas ograniczać, jeśli im na to pozwolimy. Trzeba znaleźć w sobie odwagę do podjęcia decyzji bycia ojcem. Przecież niejeden może powiedzieć, że jest niepełnosprawny lub że jest bezrobotny, albo ma trudny charakter i nie może się zdecydować na dzieci. Ale faktem jest, że jeden szuka powodów, a drugi sposobów. Powodów, by uciec, by stchórzyć; sposobów, by znaleźć dobre rozwiązanie.   

Moje dzieci widzą, że nieraz sobie z czymś nie radzę. Czasem po prostu muszę spasować, a niekiedy dopiero po jakimś czasie na nowo podejmuję walkę z danym problemem. I to jest też dla nich przykład. Ojciec-ideał może być dla dzieci trudny do przyjęcia, do naśladowania. Niełatwo jest brać wzór z idealnego rodzica. No i gorzej znosi się własne porażki. Jak o nich powiedzieć takiemu nigdy niemylącemu się tacie?  

Nieraz przychodzą niełatwe chwile, gdy mam pomóc dzieciom przy odrabianiu zadań domowych. Trudno uporać się z nerwami, gdy zaczyna się marudzenie, przeciąganie struny. Zadanie domowe miało nam zająć godzinę, a zrobiły się cztery godziny wzajemnego przepraszania, mówienia o swoich emocjach, wzajemnych wykładów, powrotów. I ja też przyznaję się do błędów i przepraszam.  

Więcej o Piotrze oraz innych mężczyznach, którzy postawili sobie wysoko poprzeczkę w ojcostwie w książce Dariusza Cupiała (to już III wydanie!). 

Przeczytałeś? Działaj:

  • Poszukaj Ojcowskiego Klubu w swojej okolicy. Pomyśl, na jakie WarszTaty chciałbyś się wybrać.  
  • WarszTaty Tato.Net pomagają mężczyznom wyrobić w sobie coś, z czym często mają kłopot: właściwy stosunek do siebie. Dzieje się to m.in. poprzez ćwiczenia, które w metodzie Tato.Net noszą nazwę „indywidualnego profilu ojcostwa”. Punktem startu efektywnego ojcostwa jest wypracowanie właściwego stosunku do siebie samego: rozpoznanie i uwierzenie w swoje mocne strony (budowanie na nich) oraz zaakceptowanie słabości. Kolejny krok to nakreślenie możliwych do realizacji celów i zmian, czyli tzw. TatoPlan.

 

 

Oceń ten artykuł:
brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 4.8- liczba głosów: 12
Wesprzyj Tato.Net
Przekaż 1,5% podatku