Czy ojciec może domagać się szacunku? Rozmowa z Januszem Wardakiem
„Szacunek okazywany rodzicom jest potrzebny samym dzieciom. Jeśli nie otrzymuję szacunku ze strony dzieci, nie będę w stanie ich wychować. Nie znam sytuacji, w której nieszanowany ojciec jest jednocześnie rodzicem skutecznie wychowującym dzieci" – mówi Janusz Wardak w rozmowie z Bartłomiejem Surym dla Tato.Net.
Stereotypowo „szacunek wobec ojca” może kojarzyć się z pewnym strachem, rezerwą, dyscypliną. Jak Pan rozumie znaczenie szacunku dziś?
Dawniej szacunek często był bezwzględnie wymuszany i dlatego współcześnie wielu ojców zadaje sobie pytanie, czy ma prawo oczekiwać szacunku. Uważam jednak, że szacunek jest postawą bardzo naturalną, niezależnie od tego, czy motywowany jest religijnie. Przykazanie jest jednoznacznie: „Czcij ojca swego…”, ale szacunek jest po prostu konieczny w rodzinie. Szacunek między ludźmi jest niezbędnym warunkiem budowania dobrych relacji. Co więcej, szacunek należy się każdej osobie – nie musi na niego zasłużyć. Zasługuje na niego po prostu jako osoba.
Szacunek widoczny w sposobie komunikowania się z drugą osobą dotyczy wszystkich, powinien być okazywany zarówno przez dzieci, jak i tatę. Nie oznacza to jednak, że w rodzinie nie ma hierarchii. Relacje w rodzinie nie są poziome, równorzędne, partnerskie, jak między kolegami w pracy czy między dziećmi w domu.
Dlaczego uważa Pan, że szacunek okazywany przez dzieci jest szczególnie istotny?
Szacunek okazywany rodzicom jest potrzebny samym dzieciom. Jeśli nie otrzymuję szacunku ze strony dzieci, nie będę w stanie ich wychować. Nie znam sytuacji, w której nieszanowany ojciec jest jednocześnie rodzicem skutecznie wychowującym dzieci. Zakładam, że ojciec zawsze chce dobrze dla dziecka – planuje w mądry sposób przeprowadzić je przez życie. Jednak ten plan powiedzie się wtedy, gdy tata darzony jest szacunkiem.
Szacunku nie można zadekretować i wymusić. Można jednak stawiać pewne granice i trzeba to robić odpowiednio wcześnie. Przypuśćmy, że małe dziecko powie do ojca „jesteś głupi” albo go kopnie. Wiadomo, że dzieci czasami tak postępują, to ich sposób badania granic. Trzeba mieć jednak świadomość, że takie zachowanie zawsze powinno się spotkać ze zdecydowaną reakcją rodziców. Nie można tego bagatelizować ani tłumaczyć złością czy niezadowoleniem dziecka. Granica szacunku jest nieprzekraczalna. Dziecko powinno wiedzieć, że nigdy nie wolno mu tak powiedzieć do mamy i taty. Gdy to zaniedbamy, dorastające dziecko może zacząć w drastyczny sposób przekraczać granice szacunku, a wówczas trudno nam będzie znaleźć odpowiednie środki, by to zatrzymać.
W ten sposób dowiaduje się o tych granicach, dostaje informację zwrotną.
Oczywiście. Ono bardzo potrzebuje tej wiedzy. Jeśli otrzymuje ją od samego początku, później, gdy wejdzie w wiek nastoletni, nie przyjdzie mu do głowy, żeby obrażać rodzica.
Ważne jest natomiast jasne rozgraniczenie: dziecko ma prawo do swoich emocji, dlatego może powiedzieć do rodzica „nie lubię cię” czy nawet „jestem na Ciebie wściekły”. To jest sposób wyrażania uczuć. Nie może jednak powiedzieć „jesteś idiotą”, „jesteś głupi”, „jesteś do niczego”.
Warto jasno tłumaczyć dzieciom: „Rozumiem, że możesz być na mnie zdenerwowany, rozumiem, że możesz być na mnie zły, ale nigdy nie wolno Ci mnie obrażać”. Czasem przychodzi też do rękoczynów ze strony dziecka.
Zwłaszcza małym dzieciom z łatwością przychodzi bicie rodziców. W żłobku czy przedszkolu zaczynają się pierwsze przepychanki między rówieśnikami, a potem dziecko próbuje tego również w kontakcie z rodzicem. Nie ma w tym nic dziwnego.
Kopnięcie rodzica może zdarzyć się każdemu dziecku. Pytanie, z jaką reakcją się to spotka. Nie chodzi o to, aby robić z tego wielką aferę, ale o to, aby w KAŻDEJ takiej sytuacji dać jednoznaczny sygnał, że się na to nie zgadzamy. W ten sposób budujemy ten elementarny, podstawowy szacunek.
Bazą jest zatem sytuacja, w której minimalny poziom szacunku nigdy nie jest naruszany. Od tego trzeba zacząć, aby potem zdobyć ten realny, autentyczny szacunek – „Tato, słucham cię, bo to, co mówisz, jest dla mnie ważne”. Taka postawa jest już związana z autorytetem, który musimy wypracować, nie da się go wymusić. Aby relacja ustawiła się we właściwy sposób, trzeba jednak zabezpieczyć te minimalne granice.
Przychodzi mi do głowy słowo „bierność”. Brak jakiejkolwiek reakcji jest przeszkodą w budowaniu szacunku.
Tak, zgadza się. Kolejnym ważnym słowem jest „konsekwencja”. Rodzic odpuszcza kilkakrotnie, a następnie reaguje gwałtownie, bo ma już dosyć i nakłada karę. Może być tak, że dziecko będzie wolało przyjąć karę niż zrobić to, o co rodzic prosi, ponieważ rodzicowi brakuje autorytetu. „Możesz nałożyć mi karę, ale i tak zrobię, co będę chciał, bo cię nie szanuję”. Nieobecny ojciec, który nagle zabiera się za zarządzanie domem, może się zorientować, że jest zupełnie bezradny. Nakładanie ostrych kar wcale nie jest skuteczne. Trzeba reagować w sposób umiarkowany, ale szybko i za każdym razem.
Nie dziwię się dziecku, które nie szanuje ojca, skoro ten gapi się w smartfona, a przez to jest wyłączony z relacji, bo jego uwaga jest skierowana na ekran.
W obszarze technologii rodzice często próbują wymagać od dzieci umiarkowania, natomiast sami tego umiarkowania nie wykazują. Nie sposób w takiej sytuacji budować autorytet. Nie można też spodziewać się szacunku, jeśli słowa i działania są ze sobą sprzeczne.
Brak szacunku może też wynikać z nieznajomości technologii. Wiele starszych dzieci szanuje wyłącznie te osoby, które świetnie radzą sobie z nowymi technologiami. To jest dla nich podstawowe kryterium zasługiwania na szacunek: „Co ty wiesz o życiu, jeśli nawet nie masz Facebooka?”. Częściej natomiast obserwuję to zjawisko wśród mam. Mama ma stary telefon i spotyka się przez to wręcz z pogardą ze strony dzieci. Uważają, że wyższość w dziecinie technologii przekłada się na wyższość w każdej innej sferze życia. Mama się nie zna, czyli jest nieważna. Oczywiście, ojcowie również się z tym spotykają.
Dzieci nie znają świata bez internetu, dla nich on istniał „od zawsze”, dlatego to może być szczególnie ważne kryterium.
Jeden z autorów zwrócił uwagę na ważną kwestię – jeśli ojciec ma władzę nad technologią w domu, zyskuje w ten sposób dodatkowy szacunek. Kontroluje czas, jaki dzieci przeznaczają na korzystanie z internetu, rozumie jak to działa, dzieci nie mogą go wrabiać, wykorzystując jego niewiedzę. Tata panuje nad obszarem bardzo ważnym dla dzieci i w ten sposób buduje swój autorytet – wie co się dzieje i kontroluje sposób użycia technologii przez dzieci.
Sytuacja odwrotna: tata jest odizolowany, korzysta z technologii, ale tylko na własny użytek, ma naiwne wyobrażenia o tym, jak internet wykorzystują dzieci. To bardzo podkopuje jego autorytet.
Dziś wielu ojców narzeka na „głupi internet”, ale może to być tylko ucieczka od wyzwania.
Ojciec powinien być dla dziecka parterem do rozmowy na temat technologii. Na przykład: mniej więcej wiem, jaka jest specyfika gry, w którą gra moje dziecko. Tak powstaje płaszczyzna dialogu. Nie musimy się koniecznie zgadzać, ale nasze „technologiczne” światy w jakimś stopniu się przenikają. Wtedy o wiele łatwiej o zbudowanie autorytetu, bo jesteśmy na podobnym poziomie. Jeśli natomiast żyjemy w rozłącznych światach, trudno o porozumienie. „Tata to stary wapniak, oglądający czarno-białe filmy, co on tam może wiedzieć?”. W takiej sytuacji trudno spodziewać się szacunku.