Bezpieczeństwo priorytetem, czyli jak wychować bohatera
Rok temu na początku września jechałem z dziećmi do lekarza specjalisty (najmłodszy syn miał swoją wizytę kontrolną u kardiologa). Mieliśmy spory zapas czasu i postanowiliśmy zatrzymać się na rozprostowanie kości i podziwianie widoków przy jeziorze, blisko miasta, do którego zdążaliśmy. Niedaleko od brzegu zauważyliśmy ekipę pielęgniarek rozkładających na kocach fantomy. Powodowani ciekawością, zapytaliśmy, co się dzieje. I tak zostaliśmy zaproszeni do udziału w szkoleniu z udzielania pierwszej pomocy.
Powiedziałem, że wiem, jak udzielać pierwszej pomocy, choć nie przyznałem się, że wiedzę tę mam tylko z reklam i seriali paramedycznych. Syn stanął okoniem. Był negatywnie nastawiony do dotykania “lalek”, jak nazwał fantomy szkoleniowe, i to tak dużych. Został przy obserwacji wydarzeń. Natomiast córka chłonęła wiedzę z ogromnym zaangażowaniem. Muszę przyznać, że patrząc na jej uważność w słuchaniu wyjaśnień i poleceń instruktorki oraz na to, jak podeszła do swego “poszkodowanego”, u którego wystąpiło podejrzenie nagłego zatrzymania krążenia, czyli ustanie czynności serca z utratą świadomości i bezdechem, byłem pod ogromnym wrażeniem. I nagle uświadomiłem sobie, że oto moja 8-letnia córka z sukcesem zakończyła swoje zadanie - przywróciła oddech i krążenie, tymczasem ja nie jestem taki pewien, czy dałbym sobie radę. Teoretycznie wiem: 30 uciśnięć, 2 wdechy, ale nigdy nawet na fantomach nie trenowałem. I jakoś nie miałem zbytniej ochoty. A córka podeszła do tego zupełnie inaczej. “Tato - tłumaczyła mi potem w aucie, gdy podziwiałem jej opanowanie i skuteczność - bo było zadanie do wykonania. Muszę to umieć. Jak kiedyś upadniesz, to ja będę cię ratować! I nic się nie bój, pani powiedziała, że jestem urodzonym ratownikiem medycznym.”
Na pewno nie raz słyszałeś w wiadomościach czy w reportażu o bohaterskim zachowaniu dziecka, które udzieliło pierwszej pomocy i zadzwoniło pod numer alarmowy, ratując w ten sposób czyjeś życie, czasem nawet własnej mamy czy taty. Warto zastanowić się, czy nasze dzieci wiedzą, co zrobić, gdy spotkają się z sytuacją zagrażającą życiu ich lub drugiego człowieka. A czy my sami wiemy, jak postąpić? Czy wiem, gdzie w domu jest gaśnica? Czy mam czujnik dymu i czadu? Gdzie i w jakim stanie jest moja apteczka samochodowa? Czy umiem udzielać pierwszej pomocy? Czy mam w domu i umiem stosować środki na oparzenia, skaleczenie, stłuczenia? Czy umiem rozpoznać oznaki udaru, zawału? Ta lista wydaje się bardzo długa, jednak niepoukładanie priorytetów w kwestii dbania o bezpieczeństwo może kosztować zbyt drogo. Czasem znamy się świetnie na mało znaczących sprawach a nie uczymy się rzeczy podstawowych. Zobacz, co na ten temat mówi Jarek Botor, kierownik zespołu bohaterskiej wyprawy ratowniczej na Nanga Parbat, starszy ratownik górski, specjalista i instruktor ratownictwa medycznego, prelegent Forów Tato.Net "Miłość & Szacunek" w 2018 r. oraz "Zaangażowany & Solidarny" w 2020 r.:
Przykład i słowo mojej córki bardzo mnie zmotywowały. Wziąłem się w garść i przeszedłem kurs ratownictwa pod okiem fachowców. Nauczyłem się nawet bandażowania różnego rodzaju ran, w tym złamań. Syn przeszedł szkolenie w szkole. Na prośbę moją i kilku innych rodziców wychowawczyni w ramach prezentu mikołajkowego dla klasy zaprosiła na lekcje ratowników medycznych. No i teraz, muszę przyznać, czuję się bardziej pewny siebie. W razie potrzeby nie tylko teoretycznie wiem, jak pomóc, ale nie czuję obaw i dyskomfortu przed podjęciem działań, które mogą komuś uratować zdrowie i życie. Żartujemy w domu, że przeszliśmy szkolenie na stanowisko bohatera.