Ojcostwo: pomiędzy brawurą a kloszem

brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 5.0- liczba głosów: 11

Opieka ojców (i matek) ma zapewnić dziecku równowagę między bezpieczeństwem a wolnością. Tymczasem słyszane niejednokrotnie komendy na placach zabaw wskazują, że wielu rodziców nie daje dzieciom takiego prawa.

Zanim jeszcze zostałem mężem, byłem głęboko przekonany, że wcześniej czy później będę ojcem. Dlatego pochłonąłem cztery tomy Korczaka. Jeszcze nie miałem wtedy dzieci i umierałem z ciekawości, jak to będzie, kiedy zastosuję moją wiedzę. Słowa Korczaka były niezwykłe, całkiem inne niż to, co widziałem do tej pory na placach zabaw, na ulicach, w parkach. Korczak proponuje, by dać dziecku inicjatywę i tylko nawigować je, by nie zrobiło sobie krzywdy.

Dzięki Korczakowi odkryłem, że dziecko ma swoje prawa, także prawo do własnej śmierci. Odkryłem delikatny moment balansu potrzebnego dziecku do właściwego funkcjonowania, a do praktykowania którego przekonałem swoją żonę. Opieka ojców (i matek) ma zapewnić dziecku równowagę między bezpieczeństwem a wolnością. W autentycznej trosce nie ma miejsca na tresurę, zaborczość, czy trzymanie pod kloszem.

Nie cierpię kolonii. Tam wciąż słychać: „Uważaj, to niebezpieczne!”. Wolę obozy harcerskie. Tam niepokój o zdrowie zuchów jest wliczony w koszty. Dzięki temu dzieci nabierają hartu ducha podczas nocnych wędrówek czy przy zdobywaniu kolejnych odznak. Był czas, że moi chłopcy uwielbiali klocki. Ale potem nadeszła dla nich epoka skateparku. Syn zjeżdżający na deskorolce z rampy, gdy nie mogę go asekurować, zatrzymać, nie należał do uspokajających moje serce widoków. Ale tu nie chodziło o moje poczucie spokoju i wygodne dla mnie zabawy. Chłopcy w skateparku byli szczęśliwi. Kupiłem zatem dobry kask, ochraniacze, przypominałem im o bezpieczeństwie, pilnowałem, by się nie popisywali i modliłem się, prosząc aniołów stróżów o opiekę.

Przy tym wszystkim pamiętałem o sformułowanym przez Janusza Korczaka prawu dziecka do śmierci, że czasem tak chronimy dziecko przed śmiercią, przed niebezpieczeństwem, że wyrywamy je życiu; nie chcąc jego śmierci, zabieramy mu życie. Wprawdzie oglądanie telewizora wydaje się być bardziej bezpieczne, ale czy nie ma tu ryzyka, że zabije ono w dzieciach zainteresowanie sportem, chęć biegania, pływania, pokonywania przeszkód, wspinaczki po górach, leśnych wędrówek?

Niekiedy robiliśmy wysoce ryzykowne rzeczy. Oczywiście, bardzo uważaliśmy z żoną na bezpieczeństwo, ale pozwalaliśmy dzieciom brać udział w dobrej przygodzie. Kiedyś byliśmy na wyprawie w Jurze Częstochowskiej. Chłopcy, już nastoletni, znikali w jakiejś jaskini nawet na 40 minut, a ja umierałem ze strachu o nich. Nie widziałem ich, nie wiedziałem, co robią, nie mogłem im pomóc, asekurować. Oni do tej pory nie wiedzą, ile ja tam zdrowia straciłem. Musiałem im ufać. Dla mnie dużo przyjemniej byłoby pójść do parku. Dwa tygodnie spędziliśmy na tego typu wędrówkach. Od tamtego czasu wszystko wyglądało już inaczej. Chłopcy dojrzeli, mniej czasu wymagali ode mnie, stali się bardziej samodzielni. To było jakby takie pożegnanie z tym pierwszym dzieciństwem.

Najstarszy syn, Piotr, był zawsze bardzo rozsądny. Drugi, Michał, to zawadiaka, wchodził w ekstremalne sytuacje. Trzeci, Adam, był gdzieś po środku. Ale jak zaczęli skakać do basenu z trampoliny czy chodzić po jaskiniach, zobaczyłem, że wszyscy trzej są odpowiedzialni i odważni. I przerośli mnie w tym.

 

Tekst stanowi fragment książki Dariusza Cupiała pt. Kolumbowie naszego pokolenia, dostępnej w TatoSklepie.

Poznaj bohatera powyższej opowieści  Andrzeja Lebka i zobacz jego wystąpienie podczas V Forum Tato.Net w Krakowie.

Oceń ten artykuł:
brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 5.0- liczba głosów: 11
Wesprzyj Tato.Net
Przekaż 1,5% podatku