Zagrożenie liberalizmu
Co to ten liberalizm? Czy naprawdę może być niebezpieczny? I co niesie rodzinie? Przeczytaj opinię profesora Kazimierza Koraba, socjologa, ojca dwójki dzieci, wygłoszoną na VI Forum Tato.Net. Odbyło się ono w 2014 roku w Zabrzu pod hasłem "Bezpieczeństwo i troska". Ze wszystkimi konferencjami tego Forum można zapoznać się tutaj.
Lekcje z historii
To poważna sprawa, kiedy przestajemy wiedzieć, kim jesteśmy. Jak to było możliwe, że Niemcy, kraj w XX wieku najbardziej cywilizowany, bardzo religijny, o najwyższej kulturze, dał się uwieść Hitlerowi i jego nazistowskiej ideologii? Jak to możliwe, że komunizm tak skutecznie uwodził społeczeństwa państw wschodu i intelektualistów krajów zachodnich? Dla mnie, jako socjologa, to było i nadal jest jedno z największych wyzwań poznawczych. Choć to właśnie socjologia jest najbardziej ze wszystkich nauk powołana do odpowiedzi na to pytanie, to nigdy do końca nie potrafiłem sobie na nie odpowiedzieć.
Dziś taką niezwykłą siłę uwodzenia wykazuje liberalizm. Przekonuje skutecznie, że tylko on posiada jedyną obietnicę przyszłości dla całej ludzkości. W rzeczywistości kryje w sobie liczne radykalne zagrożenia, w szczególności zagrożenia dla rodziny i dla jej członków, w tym dla właściwego pojmowania ojcostwa. Krytykę ideologii liberalizmu przeprowadzę jako historyk idei, a nie jako tzw. nawiedzony przeciwnik tej ideologii.
Na początku zastanówmy się nad liberalizmem jako ideologią. Czym w ogóle jest ideologia? Zaproponuję własną krótką definicję – jest to propozycja dotycząca tego, co jest, i tego, co powinno być. Mianowicie, ideologia jest zbiorem pojęć, który wyjaśnia, czym jest to, co jest. Kim jest człowiek. Czym jest rodzina. Równocześnie wskazuje na pewną powinność, czyli dostarcza motywacji do tego, żeby w określonym kierunku działać wspólnie i zmierzać. W ten sposób jest wyczerpującą propozycją w zakresie myślenia na temat człowieka i całej rzeczywistości. O ile teoria poprzestaje na wyjaśnieniu, to ideologia włącza bardzo silnie motywację na rzecz działania. Krótko mówiąc, synonimem ideologii jest ład społeczny. W tym kontekście rewolucja francuska nie była ani polityczna, ani ekonomiczna. Była propozycją zlikwidowania dotychczasowego ładu i wprowadzenia zupełnie nowego porządku. To jest kluczowe słowo, które nam przybliża rozumienie ideologii.
Przegląd ideologii
Już w XVIII wieku pojawiło się kilka ideologii. Pierwszą z nich była ta reprezentowana przez rewolucję francuską. Reprezentowała ona podejście, które najszybciej można porównać do dziecka budującego zamki na plaży. Co robi, gdy budowla mu się nie podoba? Usuwa ten zamek, czyli istniejący dotychczas ład i zaczyna kompletnie od nowa. Dlatego właśnie jestem zdania, że rewolucjoniści posługują się ideologią dziecięcą.
Przeciwko temu zaprotestowali konserwatyści. W konserwatyzmie najważniejszym słowem nie jest wcale przeszłość czy tradycja. Jest to ciągłość. A ciągłość zakłada dojrzałe myślenie. Bo trzeba się zastanowić, co jest istotne, a co jest drugorzędne. To, co istotne – zachować, a to, co drugorzędne – zmieniać. Bo inaczej nie będzie ciągłości, nie będzie rozwoju. Dlatego uważam, że konserwatyzm jest ideologią wyłącznie dla myślących i dojrzałych osób.
Inną ideologią, a właściwie całym zlepkiem ideologii, jest socjalizm. Tutaj powiem tylko tyle, że socjalizm wychodzi od równości, a ta równość to prawo i przepisy, które ją regulują. Bo równość nie jest spontaniczna. Równość trzeba narzucić. Gdzie wyrównać, komu dać, komu zabrać. Przez to rośnie liczba przepisów, które równocześnie ktoś musi wprowadzać. Rośnie więc liczba urzędników. Jeżeli ktoś opowiada się za równością, to znaczy, że tym samym opowiada się za tym, by prawo rosło do gigantycznych rozmiarów. Wzrost biurokracji jest nieuchronną konsekwencją.
Przy nacjonalizmie warto zaznaczyć, że trzeba odróżnić nacjonalizm narodów wyzwalających się, gdzie słowem kluczem jest patriotyzm, od nacjonalizmu państw dominujących w skali świata, czyli nacjonalizmu imperialistycznego. Ten nacjonalizm bierze początek w tak zwanym darwinizmie społecznym, a więc walki totalnej przeciwko innym, walki o wyniszczenie słabszych.
Czym jest liberalizm?
No i liberalizm. W historii teoretycznej myśli społecznej odróżniamy trzy znaczenia tego słowa. Pierwsze na oznaczenie postawy. Z grubsza wygląda to tak – jest sobie młody chłopiec, który nie zna niczego z teorii liberalizmu. On tylko wie, że ma wszystkie prawa i żadnych obowiązków. To, u kogo liberalizm występuje, jest kwestią skali, ale generalnie jest to właśnie taka postawa. Dzieci i młodzież w szkołach i rodzinach mają prawa, a dorośli i nauczyciele mają obowiązki.
Po drugie, liberalizm to koncepcja gospodarcza. Od niej się, zresztą, wszystko zaczęło, a mianowicie od ekonomisty Adama Smitha. Zauważyłem, że w Polsce to podejście ma wielu zwolenników. Liberalizm gospodarczy, który opiera się na wierze w niewidzialną rękę rynku. Jest to bardzo ciekawe, ponieważ na jej działanie nie ma wyjaśnienia. Jest tylko wiara, że się wszystko będzie układać. W tym temacie przytoczę dwa krótkie stwierdzenia znaczących autorytetów w tej dziedzinie.
Joseph Stiglitz powiedział kiedyś: „pytałem decydentów międzynarodowego funduszu walutowego, który działa w duchu liberalnym, jakie mają dowody na to, że ich neoliberalna polityka jest właściwa. Odpowiadali, że nie potrzebują dowodów”. Wyglądało to tak, jakby chodziło tu nie o politykę, lecz o religię. Forsowali tę politykę głównie dlatego, że chciało jej Wall Street. Niestabilność, kryzysy, dzielenie i łączenie firm to raj dla sektora finansowego, który robi na tym ogromne pieniądze.
Druga znana i poważana w tej dziedzinie postać to Alen Greenspan – guru w zakresie finansów, były prezes FED, ideolog wolnego rynku. 23 października 2008 roku przyznał przed komisją senacką, że kryzys finansowy ujawnił błędy tkwiące w doktrynie wolnorynkowej, której hołdował przez 18 lat kierowania amerykańską polityką monetarną. Współczesny kryzys finansowy jest efektem wiary w liberalizm gospodarczy.
Na koniec liberalizm jako filozofia społeczna. To ona najbardziej nas dotyczy, bo kształtuje nasze wyobrażenie o tym, kim jest człowiek i jak wygląda społeczeństwo. Jest to filozofia stanowiąca punkt wyjścia dla ideologii. Zasady jej działania oraz idące za nią zagrożenia dla rodziny jako wspólnoty przedstawiają się w sposób następujący. Być może sądzą państwo, że liberalizm zaczyna się od wolności. Nieprawda. Liberalizm zaczyna się od błędnej koncepcji człowieka. Fałszywej tezy antropologicznej, że człowiek jest jednostką. Nie osobą, tylko jednostką. Przypuszczam, że to pojęcie jest państwu znane – samodzielny, autoprojektujący się świat, w którym człowiek jest jednostką, bezwolnym elementem zbioru. Działa pod wpływem jakichś przyczyn, tak jak zwierzątka w stadzie. Do tej pory taka koncepcja człowieka jako jednostki została w pełni zrealizowana w obozach koncentracyjnych. Tam człowiek był tylko numerem. Wszyscy byli tacy sami. Jednostki. W tym podejściu to kluczowe pojęcie.
Cechy liberalizmu
Wszystkie cechy, które charakteryzują liberalizm, są cechami jednostki. Po pierwsze, uniwersalizm. Możemy tu przytoczyć Krzyżanowskiego – liberalizm w okresie międzywojennym był synonimem uniwersalizmu. Kiedy pisano o uniwersalizmie, wiedziano, że chodzi o liberalizm. Jeżeli człowiek jest jednostką i wszystkie jednostki są takie same, w związku z tym cechy są uniwersalne i wszystko to, co się dzieje z jednostkami, wszystkie prawa nimi rządzące są uniwersalne. Dzisiaj nawet chrześcijanie mówią, że nasze przekonania są uniwersalne. Nie rozumiem tego dążenia, jest to droga w zupełnie inną stronę. Człowiek jest niepowtarzalny. Mówienie o ludzkim stworzeniu, posługując się pojęciami uniwersalizmu, jest degradacją człowieka. Jest jego dehumanizacją.
Kolejna cecha liberalizmu to atomizm. Śmierć więzi i powtarzalność cech. Człowiek, jako jednostka rasy ludzkość ma te same cechy, jak element danego pierwiastka, jak zbiór matematyczny. Społeczeństwo według liberalizmu to suma jednostek i ich interesów. Rodzina nie jest wspólnotą, ale doraźnym związkiem wymiennych jednostek. W szczególności rodzice i dzieci to partnerzy, koledzy, a mąż i żona są wymienni. Ojciec to mama-bis. Taki pogląd jest obecnie powszechny w mediach. Sprowadzenie wszystkich do takich samych i do takiego samego poziomu. To jest atomizm.
Następny jest egoizm. Egoizm, który wyraża się w dwóch bardzo konkretnych pojęciach, mianowicie utylitaryzmu i hedonizmu. Naturalne przeciwieństwa altruizmu i miłości. To jest zaprzeczenie. Nie można tych rzeczy pogodzić. W naszym środowisku jest oczywiste, że najpiękniejszą cechą człowieka, do której jest zdolny, to zdolność do miłości. Liberał tego nie rozumie. Gdybyśmy znaleźli kogoś, kto w pełni opowiada się za wspomnianym liberalistycznym egoizmem, to jestem pewien, że nie zrozumiałby, o co chodzi. Tutaj chodzi o pewną konsekwencję. Jeżeli wychodzimy od jednostki jako pewnego bytu nieosobowego, uniwersalnego i pojmowanego na sposób atomu, wówczas liberałowie musieliby wymyślić coś, co ten ludzki atom poruszy. To jest kluczowa sprawa liberalizmu. I wymyślili, że jedyny taki czynnik to egoizm. Nic innego nie porusza człowieka, tylko egoizm. Na przykład w zastosowaniu do relacji męsko-żeńskich od razu wiemy, że jest to seks. Pierwotna potrzeba. Ale to jest seks pojmowany na sposób egoistyczny, a nie jako element miłości. Natomiast egoizm w gospodarce to zysk. Greenspan powiedział wyraźnie, że to, co zaskoczyło go najbardziej, to że zysk nie jest regulatorem w gospodarce. Najważniejsza zasada w liberalizmie gospodarczym to zasada użyteczności. Dobre jest to, co tworzy wzrost przyjemności, a złe to, co powoduje przykrość.
Dzieci w liberalizmie
Dzieci w społeczeństwach liberalnych, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, które już przywykły myśleć w tych kategoriach, pojmowane są, oczywiście, przez pryzmat egoizmu. Dowodzą tego wyniki badań amerykańskiego demografa Harveya Leibensteina, które zostały opublikowane już w 1957 roku. Ponad pół wieku temu. Jest to praca Rozwój i zacofanie gospodarcze, przełożona również na język polski, w której podjął próbę sformułowania teorii określającej czynniki wyznaczające pożądaną liczbę urodzeń w rodzinie.
Jego badania pozwoliły na stworzenie następującej teorii - fakt powołania do życia dziecka jest poprzedzony swego rodzaju rachunkiem ekonomicznym. A więc decyzja dotycząca posiadania dziecka jest podejmowana w wyniku kalkulacji korzyści i kosztów. Leibenstein wyróżnił trzy rodzaje użyteczności dziecka:
- dziecko jako dobro konsumpcyjne, czyli źródło osobistej radości dla rodziców;
- dziecko jako producent, który po pewnym okresie przystąpi do pracy i przyczyni się do wzrostu dochodów rodziny;
- oraz dziecko jako potencjalne źródło zabezpieczenia rodziny na starość.
Te trzy kategorie wystąpiły najczęściej wśród badanych w 1956 roku.
Koszty posiadania kolejnego dziecka Leibenstein dzieli na bezpośrednie, to znaczy bieżące wydatki na jego utrzymanie (mieszkanie, wyżywienie, odzież, do chwili, aż samo zacznie zarabiać) i pośrednie, czyli utopione możliwości w następstwie urodzenia kolejnego dziecka (niemożność pracy matki, utracone zarobki w okresie ciąży, mniejsza mobilność rodziców i tak dalej). Przypomina mi to sytuację, kiedy moi znajomi spotkali mnie pewnego dnia i wyznali: „Zastanawiamy się, czy mieć trzecie dziecko, czy kupić psa”. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem, a znajomemu od tamtego czasu nie podawałem ręki. Trzy miesiące później ten ojciec zostawił rodzinę, wziął tylko telewizor, psa, samochód i odjechał. Nigdy już do rodziny nie wrócił. To jest ta obecna mentalność.
Związek egoistów
Czym więc wobec tej nauki jest rodzina? Związkiem egoistów. Problem polega na tym, że egoista nie jest w stanie się zmienić. W przeszłości przysłowiowy Jan Kowalski, kiedy się żenił, przestawał być kawalerem, kandydatem na dojrzałego człowieka. Stawał się mężem, a co za tym idzie - ojcem, czyli w pełni dojrzałym człowiekiem. Mówiąc żartem, kawaler to był taki pół-człowiek. Dopiero jak się ożenił, był szanującym się i szanowanym przez innych człowiekiem. Podobnie kobieta, wychodząc za mąż, stawała się żoną i matką. Dopiero jako ojciec i matka stawali się w pełni rozwiniętymi i dojrzałymi ludźmi. Razem tworzyli nową rzeczywistość, czyli wspólnotę. Tak jak dwa atomy wodoru i jeden atom tlenu. Łączą się i nie są już sumą trzech atomów, ani sumą ich właściwości, nie są osobnymi gazami, ale tworzą nową jakość – H2O. Cząsteczkę wody. W modelu liberalnym H w związku zostałby nadal wodorem, a O tlenem.
Liberał nie jest w stanie intelektualnie zrozumieć, że dwa H plus O tworzy zupełnie nową wspólnotę. Przy swojej najlepszej woli liberał nie ma narzędzi intelektualnych, nie ma pojęć, przy pomocy których byłby zdolny do zaakceptowania takiej wspólnoty. A zatem w modelu liberalnym kawaler i panna zostają sobą przed małżeństwem i w małżeństwie. Nie powołują rodziny; po zawarciu ślubu zachowują swój status przedmałżeński. W małżeństwie są tylko częściowo zaangażowani, tak jak w pracy. Chodzi do pracy, właśnie wszedł w małżeństwo, ale tak, jak zmienia pracę, tak zmieni i małżeństwo, kiedy przestanie mu się to opłacać. Według liberałów ludzie po ślubie nie przekształcają się w składniki nowej wspólnoty rodzinnej. Nadal pozostają singlami w małżeństwie, nie tworząc wspólnoty. Dowód pośredni – prawie nigdy nie widzę w telewizji, żeby ktoś się przedstawił jako ojciec lub jako matka. Zamiast tego pokazują, że dobrze wyglądają, dobrze się ubierają, że mają cechy, które manifestuje się przede wszystkim przed małżeństwem, żeby przyciągnąć uwagę.
Kolejna cecha – liberalizm jako walka. Tu warto odróżnić dwie rzeczy. "Walkę o" i "walkę przeciwko". "Walka o" jest jak najbardziej akceptowalna i ma wymiar pozytywny. Chwała tym, którzy to robią. Natomiast "walka przeciwko" wywołuje takie nastawienie, które zamienia się w wyścig szczurów, żeby drugiego pogrążyć. To właśnie jest liberalizm, który głosi własność. Własność dla tych, którzy wygrywają. Nie dla wszystkich, tylko dla zwycięzców w wyścigu szczurów. W rodzinie jadłby pewnie tylko ten, który wygrywa. A co z resztą?
Monopol na wolność?
Na koniec temat sztandarowej wolność jednostki. Wylansowano, że liberalizm ma monopol na wolność. Ja nie widzę związku, to jest kwestia promocji. Liberalizm propaguje wolność jednostki "od". Od tożsamości, od dziedzictwa, od wszystkiego, co było do tej pory. Reprezentuje podejście, które można skrócić w stwierdzeniu: „Urodziłem się w Polsce i co mnie to obchodzi. To mnie nie wiąże, jest wolny od wszelkich zobowiązań. Wybieram to, co chcę. To, czego nie mogę wybrać, odrzucam. Odrzucam wszystko, co odziedziczyłem, w zakresie kultury, tożsamości, religii”. Liberalizm jest wolnością "od". Demotywującą, demobilizującą i oduczającą jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Podsumowanie. Liberalizm jako ideologia jest wiarą. Liberał wierzy nie tylko w niewidzialną rękę rynku, ale także w samorzutny ład społeczny. Nie rozumie wspólnoty, nie ma języka ani pojęć, by ją przyswoić. Dla socjologa nie przedstawia więc żadnej wartości, bo nie wypowiada się na temat społeczeństwa. Wierzy w samodziejstwo, że samo się wszystko jakoś ułoży.
Według liberalizmu, człowiek w żadnym wypadku nie jest podmiotem, twórcą. Szczególnie, jeśli chodzi o tworzenie więzi i relacji z innymi ludźmi. Ta wiara oznacza, że liberalizm jest całkowicie niezdolny do rozumienia życia społecznego, dlatego nie rozumie rodziny. Jeśli miałby ją zdefiniować, to tylko jako zbiór jednostek. Nie rozróżnia ojca, matki i dziecka. Schwarzenegger jako gubernator zakazał prawnie używać słów "mama, tata" i zastąpić je określeniami "rodzic pierwszy, rodzic drugi". Chodzi o usunięcie wszelkich różnic między rodzicami i dziećmi i sprowadzenie wszystkich do jednej płaszczyzny.
Zbiór jednostek stale walczących o swoje korzyści, przyjemności i prawa. Członkowie rodziny współdziałają tylko dlatego i tylko tak długo, jak długo ciągną z rodziny tyle korzyści, ile się da. Matka żąda: „Mnie się należy, żeby rodzina mi pomagała”. Ojciec mówi to samo, dzieci mówią to samo. „Nam się należy. Bo jak nie, to sąd”.
Jak na początku wspomniałem, że nie rozumiem uwiedzenia przez nazizm i komunizm, tak nie rozumiem dziś uwiedzenia przez liberalizm, który proponuje koszmarną wizję człowieka i społeczeństwa. Oferuje raczej kompletny brak tej koncepcji, w szczególności wizji życia wspólnotowego. Jest to najbardziej antychrześcijański świat, jaki można sobie wyobrazić. Świat, w którym nastąpi zanik pełnych życia relacji międzyludzkich i zapanuje nihilizm. Świat zneutralizowanych, zniewieściałych mężczyzn. Świat ludzi wolnych od poczucia wspólnotowego obowiązku.
Przeczytałeś? Działaj:
- Jak dbasz o poczucie wspólnoty we własnej rodzinie? Zaplanuj konkretne działanie, które pomoże członkom Twojej rodziny nawiązać głębsze relacje.
- Zastanów się i szczerze sobie odpowiedz, na ile Twoje odniesienia do innych ludzi, zwłaszcza do Twoich dzieci, są nasiąknięte egoizmem. Pomyśl, jakie działania możesz podjąć wobec swoich dzieci, aby nie umacniały się w egoizmie.