Wędka? A czemu nie sieć?
Znane i chyba powszechnie akceptowane jest działanie według teorii wspierania, polegającej na dawaniu wędki zamiast ryby. Szukamy zatem pomysłów, jak by tu wspierać tych słabszych, z trudnych rodzin czy w ciężkiej sytuacji życiowej za pomocą konkretnych "wędek". Prześcigamy się w wyszukiwaniu urządzeń (wędzisk) do łowienia gruntowego, spławikowego, na muchę, spinning czy nawet spod lodu. A gdyby tak zamiast wędki dać sieć?
Mężczyzna wie lepiej
W udzielaniu pomocy potrzebującym chyba tylko jedna rzecz nie zmienia się od wielu lat - bardzo często osoby pomagające twierdzą, że to one najlepiej wiedzą, czego potrzebuje wspierany. Na siłę, nawet z uporem starają się go tym uszczęśliwiać. Tak jak kiedyś tworzone były projekty oraz programy wyposażające ludzi w ryby różnych gatunków, smaków i wyglądów, tak i teraz na wzór tego przygotowuje się i prześciga w wymyślaniu działań obdarowujących coraz dziwniejszymi wędkami.
Tymczasem w pracy z osobami potrzebującymi wsparcia wskazanym wydaje się całościowe postrzeganie ich życia. Chodzi o zauważenie ich samych, jako ludzi po prostu, a także zrozumienie, w jak bardzo złożonej sytuacji z różnych powodów się znajdują. Czasem trzeba jednak podarować drugiemu człowiekowi konkretną, potrzebną mu rzeczy, by miał możliwość i siłę zdobywania dalszych dóbr w przyszłości. Nierzadko właśnie taka pomoc może w końcu spowodować u niego chęć zmiany. Trwałej oraz konsekwentnej zmiany całego swego życia.
Jak powiedział Antoine de Saint-Exupéry: „Jeśli chcesz zbudować statek, nie gromadź ludzi, by zbierali drewno i rozdzielali obowiązki, ale wzbudź w nich tęsknotę za rozległym i niekończącym się morzem…”
Moja wędka jest lepsza od twojej
Przykładem skuteczności tego sposobu jest pomaganie dzieciom w świetlicach czy osobom na trudnych osiedlach. Przyzwyczajeni jesteśmy do pomagania i wspierania w takim zakresie, jaki jest dla nas wygodny i oczywisty a także na tyle, na ile można na to znaleźć pieniądze. W klasycznym modelu wygląda to tak: pojawia się myśl – pomogę drugiemu człowiekowi. Następnie zastanawiamy się, czego naszym zdaniem ten ktoś potrzebuje, później szukamy źródła finansowania naszej misji i przystępujemy do działania. Czwartym krokiem, jak się najczęściej okazuje, jest zdziwienie, że pomoc nie działa, to znaczy nie działa tak, jak oczekiwaliśmy.
Pomaganie = wychowywanie
Podczas jednego z paneli na temat trudności resocjalizacyjnych rozważaliśmy z mężczyznami, czemu zaplanowana przez nich pomoc w formie dożywiania mieszkańców osiedla o charakterze trudnego "getta” nie przynosi skutku. Spodziewane owoce w ogóle się nie pojawiły. Nie wzrosło zaufanie do pomagających, nie doszło też do mobilizacji w zakresie zmian w codziennym życiu. Okazało się, iż zaplanowano klasyczną formę wspierania, polegającą na wydawaniu ciepłej herbaty i słodkiej bułki. Oczekiwano, iż w ten sposób nawiązane relacje pozwolą budować zaufanie i staną się platformą rozmów motywujących do istotnych zmian. "Pomagacze" mieli swoje działanie i mobilizację w zamkniętej spec-grupie, a wspierani nie za bardzo jedli, raczej nie ufali, no i na ewentualne zmiany ciężko było liczyć. Warto tu postawić dwa pytania. Po pierwsze, czy pomagający pytali, jakiej pomocy tak naprawdę potrzebują beneficjenci? A po drugie, czy proponowali im przyłączenie się do współtworzenia całego wydarzenia, choćby do przygotowywania herbaty i wydawania posiłków?
Inny przykład niesienia pomocy to pomysł motywowania uczestników świetlicy środowiskowej do udziału w konkursie plastycznym i fotograficznym przygotowywanym dla "dzieci z rodzin trudnych i wymagających wsparcia". Jak mogła zareagować na takie postawienie sprawy młodzież, która jest szczególnie wyczulona na przejrzystość intencji i czynów dorosłych oraz nie cierpi szufladkowania? Słysząc, komu dedykowany jest projekt, młodzież nie miała motywacji, by brać w nim udział. Odzew pewnie byłby spory, gdyby zorganizowany przez świetlicę konkurs przeznaczono po prostu dla dzieci z miasta. Uczestnicy świetlicy mogliby wówczas przygotować regulamin, być w jury, wystawiać prace szerszej publice i w końcu nagradzać twórców.
Ojciec to ten, który może widzieć, co jest poza tym, co widać
Co ciekawe, w obu przywołanych przykładach jako pierwsze rodzi się u pomagających zwykłe, ludzkie powątpiewanie, czy aby na pewno podopieczni mogą sami wiedzieć, czego potrzebują. Później pojawia się drobny opór przed świadomością, iż to, co tak pieczołowicie było zaplanowane, może nie być oczekiwane i tym samym skuteczne. Na koniec dochodzi do prostej refleksji i pytania – ale jak z potrzebującymi rozmawiać i spędzać czas przed „pomocą”. Przecież mamy wyuczony mechanizm pomagania. Niestety, gorzej z prostymi relacjami i rozmowami.
Jak to wszystko przekłada się na ojcostwo? Budowanie relacji z dzieckiem, pomaganie mu w trudach poznawania życia, spędzanie z nim czasu... Może warto to wszystko zaczynać od pytań. Czy chcesz? Czego potrzebujesz? A później te najważniejsze, powodujące istotną zmianę jakościową – Słuchaj, jak to zrobimy? Raczej nie boimy się pytań, tylko odpowiedzi, z którymi trzeba będzie coś konkretnego zrobić. Kto, jak nie my, ma w sobie skłonność do podejmowania wyzwań i mierzenia się z wymagającymi zadaniami?
Ojciec, mężczyzna to ktoś mogący używać w swych działaniach nie tylko ryby czy wędki. On może budzić tęsknotę za połowem ryb w ilościach wypełniających statki po brzegi, przy pomocy sieci. Takie narzędzie wymaga planów, wspólnego przygotowania, a w końcu współpracy przy jej zarzucaniu. Panowie, wypłyńmy na głębię – w pomaganiu oraz wychowywaniu!
Przeczytałeś? Działaj:
Wspierasz innych ojców? Zastanów się, czy przypadkiem nie dajesz im ryb. Zastanów się, co możesz zrobić, żeby dawać im sieć.