Ojcostwo wyszło z jaskini

brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 5.0- liczba głosów: 21

Dlaczego potrzebuję warsztatów dla ojców? Po co istnieją Ojcowskie Kluby? Skoro mój ojciec, dziadek, pradziadek i wszyscy moi przodkowie nie brali w nich udziału, to dlaczego ja powinienem z nich skorzystać? Otóż jakiś czas temu utraciliśmy coś bezcennego - kulturę męskiego, plemiennego, międzypokoleniowego przesiadywania przy ognisku i przy biesiadnym stole.

 

Kiedy znajomy proponował swoim kolegom udział w warsztatach dla ojców prowadzonych przez Inicjatywę Tato.Net, często słyszał coś, co można w skrócie streścić tak: „Pradziadek jakoś wychował swoje dzieci, mój dziadek potrafił wychować i mój ojciec sobie poradził ze mną, a wszyscy bez żadnych kursów, to i ja dam radę i nie muszę się szczególnie dokształcać”. W zasadzie powyższe jest oczywistą kwestią, jednak - gdy się temu głębiej przyjrzeć oraz zastanowić - powstaje szczególna refleksja.

Otóż od zamierzchłych dziejów ludzkości prowadzone były szeroko zakrojone warsztaty, także dotyczące tego, jak być ojcem. W moim przekonaniu działo się to w czasach jaskiniowców, w puszczach, na stepach, pod namiotami, w kasztelach, zamkach i pałacach. Lubię myśleć, że wspólną dla tych szkoleń była, mimo upływu lat i rozwoju cywilizacji, okoliczność ognia. Często lub prawie zawsze działo się to przy ognisku. Zasiadali wokół niego członkowie plemienia czy rodu, opowiadali, dzielili się wspomnieniami, planowali swą przyszłość. I młodzi chłopcy, którzy uciekali matkom, by siedząc na granicy ciemności i ogniskowego ciepła, z daleka i nieśmiało przysłuchiwać się opowieściom tych starszych, bardziej uprawnionych. Młodzieńcy, tacy narwani, pewni, że są gotowi do najniebezpieczniejszych nawet działań. Dorośli mężczyźni obliczający swoje siły i zamiary na możliwości. I w końcu starszyzna, dziadkowie o statusie mędrców, którzy potrafią słuchać i obserwować, by w końcu proponować mediacje, pokojowe rozwiązania lub spokojne działanie.

Czy nie jest tak, że jedni potrzebowali drugich? Że sami młodzieńcy nic by nie zdążyli w swym życiu osiągnąć, bo porażka pojawiłaby się szybciej niż ich działanie? Że dojrzali mężczyźni mogliby nie znaleźć w sobie tyle wigoru i mądrości, by zebrać się w drogę? I że w końcu mędrcy mogliby nie mieć możliwości przekazywania swojej wiedzy oraz weryfikowania jej w działaniu, gdyby nie było tych pierwszych? Tak, przekonany jestem, iż to były pierwsze warsztaty męskiej rozwagi i rozsądku a także ojcowskiej, troskliwej odpowiedzialności. To właśnie tam i w taki sposób można było bawić się, uczyć, weryfikować swoje poglądy oraz mierzyć się z innymi na zdania czy pomysły.

Myśląc o tym, uświadomiłem sobie, że także i ja w swym dzieciństwie miałem możliwość brania udziału w podobnym „procederze”. Co prawda, nie było już możliwym zasiadanie przy ognisku czy kominku nawet, ale takie spotkania miały miejsce podczas uroczystości rodzinnych. Pamiętam, jak z kuzynostwem skradaliśmy się w okolice stołu biesiadnego, gdzie - choć przeganiani - łapaliśmy skwapliwie żarty i krotochwilne opowieści dostojnych dziadków czy rubasznych wujków. Pamiętam, jak ważni byliśmy, kiedy awansowaliśmy do zaszczytu zasiadania między dorosłymi, choć jeszcze bez prawa głosu, by nie przeszkadzać. No i ten moment, gdy można było się w końcu odzywać i próbować wymądrzać, co denerwowało ojców, śmieszyło wujków i powodowało stateczne kiwanie głowami u dziadków. To tam i wtedy można było weryfikować swoje przemyślenia. Dopytywać się o zdanie tych dorosłych oraz szukać rady u seniorów rodu. Dziś wiele z tego, co robię i jak się zachowuję, mogę odnaleźć pamięcią w postawach i zachowaniu członków mojego „rodzinnego plemienia”.

Teraz wiem, czemu tak bardzo lubiłem spotykać się z kolegą o 15 lat starszym i bardziej doświadczonym życiowo, posiadającym rodzinę i trudności z wychowywaniem dorastających dzieci. Pytałem, słuchałem, podejmowałem próby wprowadzania w życie tego, co proponowane. Był niejako moim trenerem. Kiedy zorientowałam się, że po jakimś czasie ja jestem kimś takim dla kilkanaście lat młodszego mężczyzny wchodzącego w życie małżeńskie i ojcowskie, uświadomiłem sobie, że przesiadłem się przy ognisku na inną pozycję. Mam teraz możliwość towarzyszyć człowiekowi, oddając to, co sam wcześniej otrzymywałem.

Boję się, że dziś - kiedy nie ma wielopokoleniowych spotkań rodzinnych o charakterze biesiadnym wokół małego stołu w ciasnych mieszkaniach - trudno mówić o tym, że sami intuicyjnie poradzimy sobie z wyzwaniami bycia mężczyzną, a tym bardziej ojcem. Warsztaty czy udział w projektach mających na celu zasiadanie przy ognisku wiedzy i wymiany doświadczeń wydają mi się teraz czymś, co po prostu zastępuje posiedzenia, jakie odbywały się od wieków. Na warsztatach robimy to, co robiliśmy jako ludzie jaskiń, szałasów, zamków czy mieszkań w blokach z wielkiej płyty. Przekonany jestem, iż mężczyźni w różnym wieku powinni spotykać się ze sobą, rozmawiać, wymieniać doświadczeniami, planować działania, omawiać sukcesy lub porażki. Od pewnego czasu z innym nastawieniem pojawiam się na męskich spotkaniach (Ojcowski Klub, warsztaty dla ojców, męskie Msze święte czy choćby wyjścia do kina w męskim gronie), gdyż traktuję je jako zaszczyt i dar zasiadania przy wspólnym ogniu.

Przeczytałeś? Działaj:

  1. Czy masz grono mądrych mężczyzn wokół siebie, jakiś autorytet (Twój tato, dziadek, starszy kuzyn czy kolega, autor książek o ojcostwie), który pomaga Ci w dojrzewaniu Twego ojcostwa? Czy swoim doświadczeniem dzielisz się z innymi mężczyznami, by wspierać ich w roli ojca?
  2. Poszukaj Ojcowskiego Klubu w swojej okolicy https://tato.net/ojcowskie-kluby/dzial/kluby/
Oceń ten artykuł:
brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 5.0- liczba głosów: 21
Wesprzyj Tato.Net
Przekaż 1,5% podatku