Jak uczyć dzieci o finansach?

brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 5.0- liczba głosów: 11

Kwestia wdrażania dzieci w finanse to jest nasza, ojców, odpowiedzialność - mówił na Forum Tato.Net Artur Kalicki, zajmujący się edukacją finansową. 

To zadanie nas, ojców, ale również matek. One kontynuują to, co my, jako ojcowie, nakreślamy. To jednak w dużej mierze zależy od tego, jak my nasze żony, czyli matki naszych dzieci traktujemy. Ostatnio usłyszałem, że największą rzeczą, jaką dla swoich dzieci może zrobić ojciec, to kochać swoją żonę. Hasło to wziąłem sobie do serca.

Kategorie wydatków. Aby zacząć wspólną rozmowę o finansach, warto podzielić wydatki na cztery kategorie: zobowiązania, potrzeby, pragnienia i zachcianki. Zacznijmy od potrzeb, czyli wydatków koniecznych, jak żywność czy podstawowa odzież. Jeśli chodzi o zobowiązania, mogą to być media, czynsz, kredyty, ubezpieczenia. Pragnienia to na przykład szkoła (pragnieniem rodziców jest, by dziecko chodziło do dobrej szkoły), zajęcia pozalekcyjne, hobby. Zachcianki: drugie wakacje, 360 kanałów w telewizji czy używki. Albo zwierzęta domowe – zaczyna się od zachcianki, potem staje się pragnieniem, a następnie robi się z tego niezłe zobowiązanie (śmiech).

Jak uczyć? Warto przeprowadzić z dzieckiem warsztat dzielący wydatki. Mam dwie córki i dwóch synów, omawiamy tego rodzaju sprawy, ponieważ pomaga to dzieciom pojąć pewne różnice. Jesteśmy w tej chwili bombardowani informacjami przez media i łatwo w wielu kwestiach utracić rozeznanie. Nie pozwólmy na to, by w kwestii edukowania dzieci media nas zastąpiły. Pouczajmy słowem i pociągajmy przykładem. Chciałbym, żebyśmy to sobie zapamiętali.

Jakimi metodami możemy uczyć nasze dzieci?

  1. Komunikacja słowna - rozmowa z dziećmi.
  2. Dawanie przykładu - to cenniejsze od rozmowy, bo one widzą i patrzą.
  3. Praktyczne działanie – pozwolenie dzieciom działać, podjąć decyzję.

Kieszonkowe. Pierwszym etapem finansowej edukacji w domu może być kieszonkowe. Jeśli dajemy dzieciom kieszonkowe, należy dbać o regularność. Dawać poczucie stabilności domowego budżetu. Po drugie, powinniśmy uczyć dzieci mądrze te pieniądze wydawać. Nie można też w tym wszystkim zapominać o okazywaniu radości - dając kieszonkowe, nie rób tego z poczuciem „daję, bo muszę”, tylko pokaż, że dawanie, jak i przyjmowanie, daje przyjemność.

Kiedy zacząć dawać kieszonkowe? W jakim wieku? Sześć, siedem lat? Tak naprawdę to wymaga od nas przyjrzenia się dziecku, czy ono potrafi już coś z tym zrobić. Niech ono się uczy, niech to się dzieje. Sześć, siedem lat to okres, kiedy to pierwsze kieszonkowe powinno się pojawić. Ile? Wybór należy do nas. Niektórzy mówią że tyle, ile dziecko ma lat. Można też zacząć od „piątaka” na gumę czy lizaka i pozwolić dziecku zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje. Im starsze dzieci, tym wyższe kieszonkowe.

Kiedy z żoną zaczęliśmy dawać dzieciom kieszonkowe, ustaliliśmy, że od tego momentu nie kupujemy już słodyczy. Nauczyliśmy dzieci dysponować zasobami według własnych potrzeb. Podobnie z prezentami na wszelkiego rodzaju urodziny. Jeśli chcą coś komuś podarować od siebie i nie mają na to 100 zł, to zmusza je to do kreatywności, do wymyślenia czegoś fajnego przy niewielkim budżecie.

Nasza córka trzy lata temu powiedziała, że chce jechać do Rio na Światowe Dni Młodzieży. Okej, ale to jest spory wydatek. Później powiedziała, że chce jechać jako wolontariuszka. Poprosiliśmy rodzinę, aby na Święta, zamiast prezentów dla niej, była gotówka. Oprócz tego ona jeszcze pracowała i regularnie zbierała pieniądze na wyjazd. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że skoro ma chęć pracy i wolontariatu, to daliśmy część naszej dziesięciny na jej wyjazd, bo całość kosztowała około 7 tys. zł. Pojechała tam na trzy tygodnie. To do nas należy wyczucie, w jakim momencie i stopniu pomóc dziecku. Jak w tym powiedzeniu: „Leć gołąbku, leć, jak będziesz spadał, ja ci pomogę, a jak będziesz leciał, to będę cię podziwiał”.

Rozliczanie. W kontekście kieszonkowego jest jeszcze jedna ważna zasada. Czasem trudno ją egzekwować, zwłaszcza gdy dzieci mają różne temperamenty. Zanim dasz dziecku kolejne kieszonkowe - rozlicz je. Niech pokaże, na co wydało poprzednie pieniądze. Niech zrobi spis na kartce, na co poszły kieszonkowe z poprzedniego tygodnia. Mój czternastoletni syn mówi: „Nie, no tato, ja nie będę robił takich rzeczy”. A ja odpowiadam: "No to chłopie w czerwcu stracisz komórkę, za którą ci płacimy". Zadzwoniłem przy nim do operatora i spytałem, ile kosztuje w tej chwili rezygnacja z umowy. Przychodzę wieczorem do domu i widzę, że kartka z wydatkami syna leży na stole, wszystko rozpisane.

Oczywiście, w rozliczaniu może się pojawić element kłamstwa. Niestety, to element naszej pracy nad dziećmi i związane z tym konsekwencje. Często jest to ból naszego serca, ale zachęcam was, żebyście na ten ból się zdecydowali teraz, przy małych kwotach. Najlepiej zacząć jak najwcześniej uczyć dziecko rozeznania między tym, co jest dobre a co złe przy wydawaniu pieniędzy.

Motywacja. Szczerze zachęcam do tego, by dawać dzieciom możliwość zarabiania, również w domu. Często pojawiają się głosy: „Nie będę uczył dzieci materializmu, nie będę prac domowych traktował w ten sposób”. Warto najpierw wydzielić czynności obowiązkowe, niepłatne, jak sprzątanie po sobie, rozładowanie zmywarki. To są naturalne obowiązki, ale jeśli jest potrzeba wyręczenia mnie z prac, na które teraz nie mam czasu, typu skoszenie trawnika czy umycie samochodu, zachęcam do zaangażowania w to dzieci . To my ustalamy granicę, kiedy możemy im za coś zapłacić. Pieniądze nie są tu celem, tylko motywatorem. To są pomysły, jak możemy dzieci zachęcić do podjęcia działania.

Podam przykład kuzynostwa. Dziewczynka miała wtedy 8-9 lat i szła z klasą do kina. Kino było opłacone ze szkoły. W drodze powrotnej płakała, bo nie dostała popcornu jak inne dzieci. Po rozmowie zrozumiała, że jeśli czegoś chce, to musi mieć na to pieniądze a pieniądze są zapłatą za pracę. Przy okazji kolejnego wyjścia przyszła do rodziców i pyta: „Które szyby są do umycia?”. To jest kwestia budowania w dziecku pewnej postawy w kontekście oszczędzania i zarabiania. Nie róbmy dzieciom krzywdy postawą, że wszystko im dajemy. Bo dojdzie do tego, że my się zaharujemy, a dzieci nie nauczą się życia. Trzeba dawać im okazję do zarabiania i zarazem kształtowania pewnych umiejętności.

W naszej firmie zatrudniam swoje córki, od kiedy ukończyły 16 lat. Mija tak już czwarty rok. Pracują, rozliczam je z pracy, wypłacam pensję na koniec miesiąca. Daję dziecku okazję do zarabiania, bo tak ono uczy się powiązania między zarobionym pieniądzem a jego wartością. Kiedyś w firmie musiałem kogoś oddelegować i było wolne miejsce, to zatrudniłem córki. Teraz biegle rozliczają wynajem mieszkań, wiedzą, gdzie płaci się za poszczególne media i tak dalej. Córka znajomych w jedne wakacje pracowała, a w drugie nie. Spytali się jej, dlaczego nie pracuje? "Bo nic nie potrzebuję". A w poprzednie wakacje tyrała na dwóch etatach, żeby zarobić na swoje potrzeby.

Dzielenie się i dawanie. To najlepsze lekarstwo na chciwość. Warto zachęcić dzieci do tego, żeby wspierały różnego rodzaju inicjatywy, ale nie pierwsze z brzegu, o których czasem nawet nic nie wiadomo. To nasz trud, żeby się zorientować, komu warto pomóc. Może nawet na naszym osiedlu ktoś potrzebuje wsparcia. Jednym z naszych pomysłów było kiedyś wspieranie biednych dzieci w Afryce. Jedna złotówka to była jedna szczepionka. Co się dalej z tym działo to nie wiem, ale dziewczyny bardzo chciały w tym uczestniczyć i zbierały na to pieniądze, bo cieszyły się, że ratują ludzi.

Uczmy więc dzieci dzielenia pieniędzy na trzy części – na własne wydatki, na oszczędności i na pomoc lub wsparcie dla kogoś. Widzą wtedy, że ich decyzja o przekazaniu komuś nawet symbolicznej złotówki może przynieść realną pomoc. Tak jak z oszczędzaniem, jest to element budowania nawyku. Jeżeli chodzimy do kościoła i dajemy na tacę, to starajmy się dawać wszyscy, ale bez żalu. To jest ten dobry przykład.

Dług. Kolejna bardzo ważna rzecz. Nie przyzwyczajajmy dzieci do życia na kredyt. Pozwolę się odnieść do Pisma Świętego – tam dług jest utożsamiony z niewolą. Zachęcam, żebyśmy na próbę pożyczyli dzieciom pieniądze, zawarli z nimi umowę najlepiej na papierze i co miesiąc je kasowali. Specjalnie użyłem takiego nieprzyjemnego słowa. Zróbmy to po to, by teraz doświadczyły małego długu typu na rolki, na rower i sprawdziły się w takiej sytuacji.

Kiedyś na zakupach syn chciał ulubiony rogalik. Pytam, czy ma kasę. Nie ma, ale będzie miał. Po dłuższej przepychance słownej zaproponowałem, że mu pożyczę te 2,50, ale zapłaci odsetki. Dobra. Przyszliśmy do domu i mówię: "Synu, 3 zł dla mnie". "Ale za co?" Tłumaczę więc: "Oddajesz mi razem z odsetkami". On nadal jest zdziwiony: "Ale skąd te dodatkowe 50 gr?" I to była okazja, żeby porozmawiać o kosztach pożyczania. Siedmiolatek też miał podobną sytuację, tyle że on był sprytniejszy i podszedł do mamy, mówiąc od razu: „Mamo, pożycz 2,50, oddam ci 3 zł”. Młody sam to wymyślił, ale ten starszy od tamtej pory już nie zapytał, czy pożyczę mu pieniądze. Kiedyś powiedział, że zgubił portfel a potrzebuje pieniędzy. Odmówiłem i po 15 minutach intensywnych poszukiwań portfel się znalazł. Zmusiłem go w ten sposób do działania, do myślenia. To była moja okazja jako ojca do tego, by mu pokazać, że pieniądz kosztuje. Dzięki temu zrozumiał, co się dzieje, gdy bierzemy kredyt. 

Przedsiębiorczość. Inną sprawą jest nasza reakcja na to, co dzieci robią. Kolega dał swoim chłopakom (8 i 9 lat) po stówie na dodatkowe wydatki - pojechali na dwa tygodnie na obóz żeglarski. Kiedy ich odwiedził, zapytał jednego: "Ile masz kasy?". "80 zł" Drugi zadeklarował, że ma 160 zł. "Skąd?!" Okazało się, że młody rano wykupywał wszystkie chipsy w sklepiku a wieczorem sprzedawał trochę drożej kolegom. I tak codziennie. Teraz pytanie – ganić go za to czy chwalić? Jedno i drugie. Zganić, żeby nie stało się tak, że on niedługo całą szkołą będzie trząsł. Natomiast docenić przedsiębiorczość.

Zachęcam, żebyście swoich nastolatków zaprosili do tworzenia domowego budżetu i płacenia rachunków. Dajmy im do ręki rachunki i kilkaset złotych i niech poczują tę moc banknotów. Niech zobaczą, ile idzie na prąd a ile na czynsz. Znajomy powiedział, że jak raz z córką poszedł zapłacić rachunki, to potem zaczęła w domu światło gasić. Dzieci myślą.

Podsumowując – kluczowa jest komunikacja słowna potwierdzona działaniem, czyli mówimy, jak coś ma być robione i potwierdzamy to naszym przykładem. Do tego ważne jest pozwolenie dzieciom na praktyczne działanie, żeby doświadczyły funkcjonowania zasad. Pamiętajmy o regularnym kieszonkowym, pokażmy, że my też regularnie zarabiamy. Twórzmy dzieciom okazje do zarabiania, uczmy wydawać mądrze. Regularnie oszczędzajmy, unikajmy długów i dawajmy potrzebującym radośnie, bo radosnego dawcę miłuje Bóg.

 
Forum Tato.Net to doroczny, międzynarodowy kongres ojcowski, dający uczestnikom inspirację, wiedzę i możliwość wymiany dobrych praktyk. Edycja VI odbyła się w 2014 roku w Zabrzu pod hasłem "Bezpieczeństwo i troska". Ze wszystkimi konferencjami tego Forum można zapoznać się tutaj .

Przeczytałeś? Działaj:

  1. Porozmawiaj z dziećmi adekwatnym do ich wieku językiem o wydatkach w Waszym domu. Zaproś dzieci do poszukiwania rozwiązań pozwalających obniżyć koszta. Zastosuj do tego podział wydatków na cztery kategorie: zobowiązania, potrzeby, pragnienia i zachcianki.
  2. Ustal z żoną wysokość kieszonkowego dla dzieci i pokaż im, jak planować i rozliczać wydatki.
  3. Przy planowaniu wakacji lub innego większego wydatku zaproś dzieci do wspólnego tworzenia budżetu na ten cel np. przez oszczędzanie na zachciankach. Pierwszy daj przykład i powiedz, z jakiej zachcianki rezygnujesz, aby powiększyć Wasz budżet.
Oceń ten artykuł:
brak ocen dla tego artykułu
średnia ocena: 5.0- liczba głosów: 11
Wesprzyj Tato.Net
Przekaż 1,5% podatku