Dlaczego uważność jest ojcu potrzebna?
Psychologowie kognitywni twierdzą, że ilość bodźców, które docierają do nas w dzisiejszych czasach, jest ewolucyjnie niemożliwa do przyswojenia przez ludzki umysł i zdecydowanie większa w porównaniu do sytuacji człowieka żyjącego jeszcze 100 lat temu. W niektórych źródłach możemy przeczytać, że odbierana przez nas dzienna dawka bodźców w przeliczeniu na ilość miejsca na dysku w komputerze wynosi 34 GB. Czy wobec tych danych pozostajemy bezbronni? Czy trudności w ojcostwie uważnym, czyli skoncentrowanym na dziecku, również możemy usprawiedliwiać powyższymi faktami?
Co ma wspólnego rozproszenie uwagi z ojcostwem?
Wydaje się, że szczególnie mężczyźni upodobali sobie różnej maści gadżety, zwłaszcza te elektroniczne, które oprócz posiadania wielu funkcji usprawniających codzienne funkcjonowanie mogą również stanowić zagrożenie. Sam tego niedawno doświadczyłem. Pewnego razu, bawiąc się z moją córką, zapatrzyłem się na telefon. Nim się obejrzałem, mała pociągnęła za kabel od lampki, która, spadając, zrobiła jej takiego guza, że po dziś dzień mam wyrzuty sumienia. I nie był to pierwszy ani ostatni raz, kiedy w obecności mojej córki sięgałem co chwila po telefon. A dzieci wymagają uwagi. Niezależnie od tego, czy są małe czy duże. Decydują o tym w równym stopniu względy bezpieczeństwa i kwestia prawidłowego rozwoju psychicznego. Oczywiście, nie tylko o telefon chodzi. Mam w głowie całą masę innych hipotetycznych sytuacji, w których jesteśmy z dziećmi, ale myślami odpływamy zupełnie gdzie indziej, jak choćby powrót po całym dniu do domu, kiedy w pamięci mamy nadal sceny z pracy; spacer, podczas którego wcale nie podziwiamy uroków natury; obiad, w trakcie którego znów nieszczęsny telefon, telewizor albo gazeta. Bodźców, które potencjalnie mogą nas rozproszyć, nie brakuje. Pytanie polega jednak nie na tym, jak je ograniczyć – bo to może być walka z wiatrakami – ale, po prostu, jak odnaleźć się w tym gąszczu.
O uważności słów kilka
Z terminem „uważność” (z ang. mindfulness) po raz pierwszy spotkałem się na studiach psychologicznych. Oznacza on uważną obecność, czyli umiejętność przebywania w danej chwili, bez oceniania jej czy nadawania jej z góry znaczenia. To również świadomość własnych doznań, emocji, odczuć i przyjmowanie ich w takiej formie, w jakiej się w nas pojawiają. Bardzo dobrze obrazuje to załączona do tego tekstu grafika. Jeśli spaceruję, to doświadczam tego, co dzieje się wokół mnie, a więc idę, oddycham, widzę, wącham, a nie rozprawiam się w myślach z sytuacjami z pracy. Inny przykład w kontekście uważnego ojcostwa: jeśli bawię się z dzieckiem, to znów – uśmiecham się, widzę jego reakcje, dotykam go, mówię do niego, ono mówi, nie uciekam więc wzrokiem do telefonu! Proste? Wydaje się, że tak, a jednak niekoniecznie. Od kilku lat praktykuję uważność, również poprzez formalne ćwiczenia, takie jak 12-minutowy trening oddechu, i uwierzcie mi, nie jest łatwo skoncentrować się tylko na oddychaniu. Tak samo nie jest takie proste odłożyć na bok telefon, gdy przebywam z dzieckiem. Po prostu mój przyzwyczajony do wielu bodźców umysł lepiej rezonuje z rozpraszaczami uwagi, gorzej z pewnego rodzaju stałością – jej muszę się uczyć. Jednak ostatecznie pod koniec dnia nic nie daje ojcu takiej satysfakcji, jak świadomość dnia uważnie spędzonego z dzieckiem.
Próbuj kolejny raz!
Z uważnością w kontakcie z dzieckiem jest jak z grą w piłkę nożną na pozycji bramkarza. Generalnie zachowuję czyste konto, jednak w końcu nie uniknę wpuszczenia bramki. Tak samo gdy uważnie przebywam z dzieckiem, może mi się zdarzyć, że gdzieś ucieknę myślami czy też ulegnę czemuś, co w danej chwili odwróci moją uwagę. Jednak za każdym razem, gdy to zauważę, po prostu wracam do obecnej czynności. A moje dziecko, jeśli nie dziś, to w przyszłości być może podziękuje mi za to, że nie tylko bywałem, ale byłem dla niego ojcem.