Dotyk ojcostwa

Gdy uświadamiam sobie moment, w którym po raz pierwszy dotarło do mnie kim jest ojciec, staje mi przed oczami wydarzenie z wczesnego dzieciństwa. Nie pamiętam ile mogłem mieć lat. Może trzy albo cztery… W tamtej chwili przeżywałem ogromny stres. Miejscem akcji była przychodnia lekarska. Ryczałem w niebo głosy, bo czekało mnie coś tajemniczego i – jedno wiedziałem – bardzo bolesnego. To miał być… zastrzyk.

Byłem przytrzymywany przez lekarzy i matkę, próbując wyrwać się owładnięty paniką. Chciałem wykrzyczeć swój protest całemu światu. Tłumaczono mi nerwowo, że to jest dla mojego dobra, że to konieczne… Jednak w moim sercu gościło jedynie poczucie grozy, przerażenie i rozpacz. Żadne racjonalne argumenty oczywiście nie przemawiały. I to nieznośne, dojmujące uczucie, że nie mam wpływu na bieg wydarzeń, że za chwilę spotka mnie nieuchronne…

Wtedy stało się coś nieprzewidzianego. Ojciec wziął mnie na ręce, odsunął od otoczenia i oznajmił (z tego co pamiętam w silnych emocjach), że żadnego zastrzyku nie będzie. Kiedy o tym teraz myślę, dziwię się jego szalonemu zachowaniu. Ale z tego jedynego w swoim rodzaju momentu pamiętam: uczucie ulgi i serdeczną wdzięczność do Tego, który mnie uratował. Ojciec – ratownik, ojciec silny i potrafiący zapewnić poczucie bezpieczeństwa swojemu dziecku.

I tak się dziś po latach zastanawiam, że to chyba jedno z najważniejszych i najtrudniejszych wyzwań bycia ojcem – zapewnienie bezpieczeństwa dziecku. Gdy w tamtym trudnym momencie pewny byłem, że nie mam wpływu na bieg wydarzeń, nagle stanął po mojej stronie ktoś silniejszy – kto na pewno miał wpływ. Dzięki komu ja sam zyskałem znaczenie sprawcze. Pewnie, że można skomentować to w ten sposób: dziecko wymusiło na wrażliwym rodzicu zaniechanie medycznego zabiegu. Ale dla mnie to było szczególne doświadczenie: coś ode mnie zależy a ojciec jest tym, który dodaje wiary, że niemożliwe może stać się możliwe.

Jako dorastający chłopak bardzo tego doświadczenia potrzebowałem. Niestety nie zostało mi ono dane w nadmiarze. Oto bowiem w nastoletnim wieku byłem świadkiem powolnego rozpadania się więzi moich rodziców. Ojciec coraz częściej bywał gościem w domu a stosunki między nim i matką stawały się coraz chłodniejsze. Nie czułem się bezpiecznie widząc, że rodzina ulega destrukcji. Mimo to starałem się wyszukiwać chwile, które w ramionach taty dawały mi ciepło i bezpieczeństwo. Nie zapomnę momentów, gdy wracał z coraz dłuższych delegacji, pojawiał się w drzwiach a ja rzucałem mu się na szyję po chwili ściskając w dłoniach jakiś atrakcyjny prezent. Potem był wieczór planszówek, „żołnierzyki” i rozmowy a męskich sprawach. Niestety wkrótce znów wyjeżdżał w delegację a ja uczyłem się codzienności od matki i starszej o 12 lat siostry.


Kontakt z tatą odbudowałem dopiero jako dorosły mężczyzna. To były regularne odwiedziny, nieraz trudne dyskusje i nadal poszukiwanie tego samego doświadczenia – ojca, z którym mogę czuć się bezpiecznie i sprawczo. Wtedy chciałem by był ze mnie dumny i cieszyłem się, gdy motywował mnie do rozwoju. To jego decyzja sprzed lat o finansowym wsparciu moich studiów doktoranckich, przesądziła, że znalazłem się zawodowo w miejscu, w którym jestem do dziś. Zadziałał wtedy ponownie jako ten, który nadał mi sprawczość – tym razem na o wiele większą skalę niż tamtego razu w przychodni…

Ostatnie miesiące relacji z ojcem odwróciły nasze role. Gdy odwiedzałem go w szpitalu, to ja umożliwiałem mu działanie, „ogarniając” całokształt kwestii związanych z pobytem na długotrwałym leczeniu i porządkując sprawy rodzinne. Ten trudny i nieuchronnie zbliżający się ku końcowi czas, był dla mnie szczególnym doświadczeniem. Wtedy o życiu dowiedziałem się od taty najwięcej. W jakimś sensie poznałem jego duszę, co nie dane mi było w dzieciństwie ani w wieku dorastania. Nie wszystko da się nadrobić, ale jedyne co można z tym „co się już stało i nieodstanie” – to zaakceptować. No i być wdzięczny, tak jak ja byłem wdzięczny za ostatnie chwile tej relacji...


Danie poczucia bezpieczeństwa i sprawczości swojemu dziecku jest tym, czego wielu mężczyzn uczy się od własnych ojców. Tacy mogą uważać się za szczęśliwców. Dla wielu z nas droga jednak nie jest taka łatwa. Potrzebny jest proces odkrywania w swoim charakterze złych nawyków, fałszywych ścieżek i strategii. I mozolonego nieraz zmieniania ich na te właściwe. Każde dobre wspomnienie o Tacie może nam w tym pomóc. I warto za nie wszystkie być WDZIĘCZNYM.

 

Wesprzyj Tato.Net
Przekaż 1,5% podatku