Ojciec na dobre i na złe
Niektórzy z nas pewnie wciąż pamiętają, że nikt ich nie chciał wybrać do swojej grupy na wf. Jest to traumatyczne przeżycie dla dziecka. Kapitanowie drużyn nawet nie używają imion, wybierając członków swoich zespołów, mówiąc: „ja wezmę tego, a ty tamtego”. Dziecko staje się towarem do wzajemnej wymiany. Tak wiele form odrzucenia czeka w przyszłości na nasze dzieci, że my, jako rodzice, musimy od samego początku zapewnić im atmosferę akceptacji i środowisko wzrostu, w którym syn słyszy ojca mówiącego: „To jest mój chłopak. Tworzymy zespół”.
Przyznanie się do swojego dziecka nie tylko komunikuje mu tak istotne rzeczy, jak afirmacja i przynależność do rodziny, ale także wzmacnia poczucie bezpieczeństwa oraz pewność siebie. Również dla ojca fakt ten ma kapitalne znaczenie, ponieważ za każdym razem, kiedy wypowiada słowa „to mój syn, to moja córka”, na nowo identyfikuje się ze swoim dzieckiem, niejako podwyższając stawkę. Godzi się tym samym na wszelkie ryzyko związane z wychowaniem, nie tylko na radości z nim związane, ale też na cierpienie, jakiego mogą mu przysporzyć dzieci. Jego nazwisko staje się wizytówką osób, których zachowanie może być często kłopotliwe, a czasem nawet zawstydzające czy wręcz hańbiące.
Wszyscy znamy rygorystycznych ojców, którzy tak bardzo pilnują honoru swojego nazwiska, że ich dzieci nawet jako dorośli ludzie nie mogą się uwolnić spod narzuconej presji. Ojcowie ci żyją życiem swoich dzieci; mają im one wynagrodzić ich własne porażki i niepowodzenia. Ich miłość i akceptacja jest uzależniona od osiągnięć dziecka. Nieraz można usłyszeć takich ojców, mówiących z wyrzutem: „Jak mogłeś mi to zrobić?!”. Ich egoizm najpełniej uwidacznia się, kiedy musztrują i rozstawiają dzieci po kątach, niespokojnie tropiąc każdy przejaw nieposłuszeństwa.
Zupełnie inni są ojcowie wierni. Dla nich poczucie identyfikacji, tożsamości z dzieckiem jest źródłem zwiększonej motywacji do stawania się lepszym tatą. Dreszcz emocji, który budzą podejmowane działania i decyzje wychowawcze sprawia, że ci ojcowie dają z siebie to, co mają najlepszego.
Kiedy przyznajesz się do swojego dziecka, oznajmiasz światu, że bierzesz za tego kształtującego się człowieka pełną odpowiedzialność. Budzi to w tobie poczucie obowiązku.
Przykład żołnierzy czy strażaków uczy nas, że poczucie obowiązku pozwala pokonać najtrudniejsze przeszkody. Co trzyma strażnika na warcie, kiedy temperatura powietrza spada grubo poniżej zera? Co sprawia, że strażak wbiega do płonącego budynku, aby uratować uwięzionego człowieka, którego nawet nie zna? Poczucie obowiązku pomaga ci trwać przy zbuntowanym, naćpanym nastolatku, który za każdym razem, gdy cię widzi, wylewa z ust kubły pomyj. „Jak mogłeś to znieść?” – zapyta cię ktoś kilka lat później. „Jak to? – odpowiesz – Przecież to mój syn, jestem jego ojcem. Ojcowie nie obrażają się na swoje dzieci”.
Tekst jest fragmentem bestsellera Kena R. Canfielda Siedem sekretów efektywnych ojców. Książka dostępna w TatoSklepie. Ukazała się także jako e-book oraz audiobook CD i mp3 (czyta: Dariusz Kowalski).