Na świeczniku
Fakt, że dzieci na nas patrzą, nie powinien być dla nas źródłem stresu. Nie musimy udawać superbohaterów. Jako ojcowie wystawieni jesteśmy na nieprzerwaną obserwację ze strony dzieci. Patrzą na nas z uwagą i uczą się, jak radzić sobie z życiem. Czy każda z tych nauk służy ich dobru?
Znam pewnego tatę, który bardzo interesuje się życiem szkolnym swoich córek. Szczegółowo omawia z nimi przebieg zajęć, wysłuchuje trosk i pociesza w kłopotach. Ma jednak przykry zwyczaj: o nauczycielach wypowiada się w obecności dzieci bez szacunku. Stosuje bardzo prosty podział. Pedagodzy, których chwalą jego córki, są „znakomici”, a pozostali – „beznadziejni”. Dzieci słuchają i uczą się. Z jednej strony doświadczają „solidarności” taty, ale z drugiej nabywają maniery etykietkowania i lekceważenia osób, którym powinny okazywać szacunek choćby ze względu na wiek. Czy siejąc takie ziarno, ojciec nie zbierze plonu, który w przyszłości obróci się przeciw niemu?
Znam też inny przykład. Jeden z zaprzyjaźnionych uczestników inicjatywy Tato.Net przekazał mi taką oto opowieść:
Obok szkoły mojego syna jest duży parking. Przy wjeździe został postawiony nielegalnie znak "Zakaz wjazdu" z dopiskiem: "Nie dotyczy zaopatrzenia i pracowników szkoły". Odwożąc dzieci, parkowaliśmy w sporym oddaleniu albo, ignorując znak, wjeżdżaliśmy na teren szkoły, kiedy brama była otwarta. Na zebraniu klasowym zapytałem wychowawczynię mojego syna, czy mogłaby podnieść ten temat na radzie pedagogicznej. Zaproponowałem, żeby parking podzielić na dwie części. Nauczycielka była mocno nieprzychylna i zgorszona tym, że rodzic (tak młody!) ma odwagę zabierać głos w sprawie nie dotyczącej bezpośrednio dziecka. Swoją opinią podzieliła się po zebraniu z jedną z matek, nieszczęśliwie w obecności kolegi mojego syna z klasy. Konsekwencją były bardzo nieprzyjemne zachowania ze strony tego kolegi już następnego dnia w szkole. Chłopiec, troszcząc się o wychowawczynię, koleżankę mamy, stwierdził, że nikt w klasie nie lubi mojego syna przez tatę, który ma głupie oczekiwania co do parkingu. Przykro mi było z powodu krzywdy, jaka spotkała syna. Poprosiłem o pomoc panią dyrektor, która doceniła moje zaangażowanie. Po wysłuchaniu argumentów zadecydowała o usunięciu znaku, otwarciu bramy i wydzieleniu sporej części parkingu dla rodziców. Wychowawczyni przeprosiła mnie w obecności dyrekcji, tłumacząc swoją reakcję niedyspozycją. Mama kolegi mojego syna została poproszona o rozmowę z dzieckiem, co przyniosło oczekiwany efekt. Warto być ojcem!
Łatwo dostrzec różnicę między zachowaniami obu tatusiów. Przecież kolega z Tato.Net mógł skupić się na dezawuowaniu autorytetu szkoły i nauczycieli w obecności dziecka. Tymczasem podjął konkretne działania, które nie tylko rozwiązały problem, ale uchroniły syna przed nieprzyjemnościami. To wszystko uważnie obserwował dziewięcioletni chłopiec, od którego tata otrzymał ogromny szacunek i któremu dostarczył ważnej lekcji życia.
Fakt, że dzieci na nas patrzą, nie powinien być dla nas źródłem stresu. Nie musimy udawać superbohaterów. Wystarczy odrobina czujności, a czasem umiejętność wyhamowania i przyznania się do błędu.